Rozdział 12
Wspólna noc i
niesamowity poranek
Wiktor
Gawryluk składał gratulacje koledze z pracy, gdyż Sebastianowi
właśnie narodził się synek. Chłopiec pośpieszył się,
zaskakując tym rodziców. Na szczęście poród nie był na tyle
przedwczesny, by dziecię miało konieczność leżenia w
inkubatorze. Ojciec chłopca już zaplanował opijanie malucha,
sugerując, że i tak nie wpuszczą go o tak późnej porze na
oddział szpitalny. Wiktor przyznał mu rację, choć niekoniecznie
byłby zdolny postąpić tak samo. On gdy rodziła się Julia, zerwał
się z testu na prawo jazdy, mając głęboko w poważaniu, że
będzie musiał ponownie za niego zapłacić. Sebastian jednak był
inny i nie czekając ani chwili dłużej, zaczął zapraszać kolegów
na kilka głębszych.
– Ja
muszę dziś iść do Gośki – zaczął tłumaczyć się szatyn. –
Muszę z małą się rozmówić.
– Uuu
– skomentował ciemny blondyn. – Brzmiało groźno – dodał z
lekkim uśmieszkiem.
– Bo
to co nawyczyniała, to... – pod wpływem napływu nagłej
nerwowości aż się zapowietrzył, zacisnął zęby do granic
możliwości i zamilkł. – Młody podrośnie, to sam zobaczysz jak
to jest – dodał i oddalił się na kilka kroków, wcześniej
przepraszając i podnosząc telefon komórkowy do ucha.
Okazało
się, że to właśnie Małgorzata dzwoni, prosząc go, by jeśli to
jest możliwe, to przyszedł jutro, a nie dzisiaj, bo jej wpadła
dodatkowa fucha, jakieś rozłożenie towarów, a chciałaby być
obecna przy jego i Julii rozmowie.
– Oczywiście
– odpowiedział. – Rozumiem – dodał.
– O
której byś jutro był?
– Tak
byś zdążyła się wyspać. W południe albo lepiej popołudniu.
– Tak
po piętnastej?
– Dobrze
– przytaknął, lekko się uśmiechnął choć nie mogła tego
zobaczyć, a potem pożegnał się i rozłączył.
Powrócił
do kolegów z pracy, sugerując, że jednak idzie z nimi opijać
małego Milana. W ten oto sposób Gawryluk znalazł się w klubie, w
którym śmierdziało starością, dymem tytoniowym i rozlanymi na
bordową wykładzinę alkoholami. Siedział w loży nieopodal balu i
wlewał w siebie kolejny kieliszek, tego dnia już czwarty.
– Skąd
wyście mu to imię wytrzasnęli? – zapytał w końcu przyjaciela.
– Danka
się uparła. Dla dziewczynki ja bym wybierał – odpowiedział
blondyn.
– I
jakbyś wybrał?
– Nie
zastanawiałem się, bo od początku było wiadomo, że to chłopak.
Czuła to.
– Pewno
to zaplanowała – zażartował Gawryluk i sięgnął po kolejny
kieliszek, bo inny jego kolega już dawno polał obecnym.
– U
was od początku było, że Julia?
Szatyn
pokręcił głową i zapatrzył się na tańczące pary, które w
pijanym rytmie potakiwały do wygrywanej przez zespół muzyki. To
była największa atrakcja tego miejsca – muzyka na żywo i choć
była stricte amatorska, to jednak przyciągała zarówno dorosłych
w średnim wieku, jak i starszych oraz młodzież, a nawet
kilkuletnie dzieci, które przychodziły tam z rodzicami, by nauczyć
się grać w bilarda lub porzucać rzutkami do celu, ewentualnie
pobiegać z innymi dziećmi za kolorowymi balonami. Gawrylukowi
zawsze klimat tego miejsca kojarzył się z małym, typowo polskim
weselem.
– Nie
byliśmy zgodni i zapytaliśmy moją matkę ni z tego, ni z owego, by
podała jakąś literę. Podała J i najpierw chciałem Jaśka, ale
Gośce się nie podobało. Chciała Julka, to przystanąłem na to,
że albo Julian, albo Julia, no i urodziła się Julia.
– Boże,
ty masz takie duże dziecko, a ja będę miał w domu takiego malucha
– uświadomił sobie nagle blondyn, czym rozbawił całą obecną w
loży szóstkę mężczyzn, bo każdy z nich miał już dzieci, tak
zwane odchowane z najgorszego.
– To
wcale tak nie jest – stwierdził Wiktor. – Jak dzieci są małe,
to się chce je zjeść, bo są takie słodkie, a jak dorosną, to
potem człowiek żałuje, że się nie pokusił o to zgryzienie.
– Ty,
co ona nawywijała? – podpytywał polewający brunet.
– Chora
jest, na lekcje łazić nie może, ale broić to do szkoły łazi.
Dziś to myślałem, że ją rozszarpię normalnie, gdy z tej szkoły
wyszedłem. – Szatyn chwycił za kieliszek, przechylił go i być
może dalej powiedziałby coś więcej na temat córki, gdyby nie
usłyszał obok siebie znajomego głosu, witającego się z nim
oryginalnym:
– Cześć
fałszywko, z tej strony oryginał.
Wejrzał
się na brunetkę, której włosy były tak mocno rozczochrane, że
zdawało się ich być trzy razy więcej, ale za to bardzo mocno
pasowały do stroju – niechlujnie zapiętej sukienki, wykonanej z
flaneli i na dodatek w czerwono-granatową kratę.
– Cześć,
Katrino – odpowiedział z uśmiechem, który zdradzał lekkie
skrępowanie.
Koledzy
Wiktora podnieśli znaczące głosy, niektórzy nawet gwizdy, a potem
dopytywali skąd ich kumpel zna taką pannę.
– No
coś ty, Wiktorku? Nie pochwaliłeś się kolegom? – nie
dowierzała.
– Świat
nie może być taki mały – szepnął boleśnie, spuścił głowę
i nią pokręcił.
Kati
wykorzystała ten moment, by podejść bliżej. Stanęła z boku
loży, obok znajomego mężczyzny i położyła swoją rękę na jego
karku, jednocześnie poklepując po ramieniu.
– Dlaczego
nie? – zapytała. – Spotkaliśmy się już na parkingu i u
ginekologa – dodała i tym razem poklepała mężczyznę po
zarośniętym policzku. – Nie pochwalił wam się jaki numer
wywinął?
– Nie
– odpowiedzieli niemal chórem.
– Wasz
kolega czasami lubi się przebierać.
– Nie
mów im tak, bo jeszcze sobie coś zupełnie innego pomyślą –
warknął nieprzyjemnie.
– Pan
fałszywka ma humorki. – Zrobiła oburzoną minkę i przestała
wisieć na niemal nieznajomym.
– Po
prostu miałem na sobie kitel lekarski – sprostował Gawryluk, ale
koledzy już go zupełnie nie słuchali.
– Napijesz
się? – zapytał Sebastian. – Syn mi się urodził. Milan –
pochwalił się.
– Ale
zajebiście, oryginalnie – stwierdziła z wesołym, szerokim
uśmiechem. – Polej, polej – rozkazała. – A ty się posuń –
rzuciła do Wiktora i zrobiła miejsce nie tylko dla siebie, ale
także dla swojej koleżanki.
Młoda
i szczuplutka Ania przywitała się skromnie z całą siódemką
mężczyzn, z których wszyscy byli ubrani podobnie – albo w
najzwyklejsze T-shirty i rozpinane na zamek bluzy albo w bluzy
wciągane przez głowę, ale wtedy bez kaptura, i do tego proste
dżinsy.
– Katrina
– przywitała się brunetka po wypiciu pierwszego kieliszka.
Przedstawiła także swoją koleżankę. Zaczęła wyciągać dłoń
do każdego z panów i starając się zapamiętać ich imiona, zaraz
po ich usłyszeniu je powtarzała. – Czekajcie... Witek, Seba,
Krzysiek, Adam, ty to jesteś Wiktor, ciebie to znam. No i dalej już
nie pamiętam – udała autentycznie zmartwioną.
– Olek
i Tom – podpowiedział świeżo upieczony ojciec.
– Aha,
to ja się już postaram zapamiętać – zapewniła cały czas się
szczerząc.
– Ja
za nią przepraszam, ona już dzisiaj za dużo wypiła – odezwała
się Ania.
– Ja
ją widziałem trzeźwą – szepnął do blondyny, nachylając się
tak, że Kati przyciskał do oparcia, gdyż jego ramie ocierało się
o jej biust. – I uwierz mi, nie ma za dużej różnicy – dodał
wesoło, za co spotkało go mocne trącenie właśnie w to ramie.
– Nie
mów tak źle o mnie! – obruszyła się. – Macie wrednego kolegę
– oznajmiła wszystkim obecnym i wyśpiewała refren dobrze znanej
wszystkim piosenki, w którym kobieta żądała od faceta, by do niej
przyszedł i pomalował jej świat na żółto i na niebiesko. –
Fałszywka umie tańczyć?
– Chodź
– rozkazał i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, to on już
wstał i opuścił loże, wyciągając po dziewczynę swoją dłoń.
– Ale
ja tylko tak zapytałam.
– A
ja zamierzam ci pokazać w autopsji.
– Ale
ja nie mogę tutaj tak Ani zostawić.
– Możesz,
idź – rozkazała blondyna i pchnięciem zachęciła koleżankę do
wstania.
– Zemszczę
się – warknęła pod nosem i przez zaciśnięte zęby Katrina, po
czym ruszyła przed Gawrylukiem. – Uprzedzam, że cię podepczę,
bo za dużo dziś już wypiłam – wypaliła odwracając się do
mężczyzny.
– Ja
tak cię poprowadzę byś nie podeptała! – krzyknął, bo w
miejscu, w którym byli, muzyka była znacznie głośniej słyszalna
niż w lożach umiejscowionych przy barze.
– Sama
się mogę prowadzić, psem nie jestem!
– Nie
wspomniałem o smyczy – odparł, przybliżając się do niej i
pochylając głowę tak, że niemal wyszeptał jej to do ucha.
Chwycił pewnie za dłonie i okręcił w taki sposób, by przywarła
plecami do jego klatki piersiowej, a potem na powrót okręcił tak,
by stała dokładnie naprzeciw niego. – Nie spodziewałem się
ciebie tu spotkać – zagadnął w tańcu.
– Czemu
nie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Ja lubię takie
klimaty dla takich starszych ludzi, dla takich no wiesz? No takich w
twoim wieku.
Zaśmiał
się i ani trochę nie poczuł urażony. Obserwował jak śmieją się
jej usta, ale jak bardzo smutne ma oczy. Niespodziewanie muzyka
przestała grać, a on zbliżył dłonie do jej twarzy, chciał
odsunąć niesforne kosmyki za uszy, ale uczesanie było tak bardzo
sztywne przez potraktowanie lakierem, że nie miał możliwości tego
uczynić.
– Nie
psujaj – zganiła go i smagnęła dłonią po łapach. – Rąsie
precz – dodała jeszcze bardziej rozbawiona, ale i jego tym bawiła.
Musiał
przyznać, że jej towarzystwo skutecznie poprawiało mu humor.
– Do
baru – wydał polecenie i wskazał kierunek.
– Kto
pierwszy ten lepszy! – krzyknęła uradowana i pobiegła.
Rzucił
się za nią i do barmanki dotarli niemal równocześnie, zamawiając
piwo na przepitkę i po dwie setki.
– Upijesz
się – stwierdził, wychylając zawartość jednego kieliszka jako
pierwszy.
– Ty
nie? – zaczepiła i poszła za jego przykładem, z tą różnicą,
że on popijał piwo wprost ze szklanki, a ona siorbała przez
kolorową słomkę.
Usłyszeli
dobrze znaną im melodie, starej piosenki, o tytule Przeżyj to
sam i niemal jednocześnie zadecydowali:
– Pijemy
i lecimy!
Wypili
szybko, ledwie przy tym powstrzymując odruch wymiotny. Nawet nie
zawracali sobie głowy przepijaniem, a już pognali w kierunku
staromodnego parkietu, by po trzech odtańczonych piosenkach
zdecydować się na papierosa.
– Moje
są na stole – powiedział do Katriny, gdyż ta zaoferowała się,
że sama po nie pójdzie.
Skierował
się do baru po szklanki piwa i podążył do wyjścia, gdzie zwykle
dużo osób przesiadywało na murowanym parapecie, ale też nieopodal
niego lub po prostu siedząc na schodach. Było tam chłodniej niż w
pomieszczeniu, mniej duszno i nie tak nadymione, gdyż lufciki
wysokich okien, niezależnie od pogody, pozostawały otwarte. Tego
dnia jednak nie było tam nikogo, bo był to środek tygodnia, a nie
weekend.
***
Poszłam
po te papierosy i swoją zapalniczkę. Torebki jeszcze nie brałam,
bo Anka mi jej pilnowała i nigdzie się nie wybierała. Świetnie
jej się gadało z Olkiem i Sebą, między którymi się wcisnęła,
i starała podzielić na nich swoją uwagę.
– On
do nas jeszcze wróci? – dopytywał blondyn.
Wzruszyłam
ramionami i pokręciłam głową.
– Nie
mam pojęcia, ale szybko wam go nie zwrócę. Świetnie tańczy. –
Zaśmiałam się i papierosy włożyłam do dużej kieszeni, którą
miałam na lewej piersi, wcześniej wsuwając do pudełka swoją
zapalniczkę.
Anka
wstała i szarpnęła mnie za ubranie, bym się do niej nieco
przybliżyła.
– Co?
– zapytałam, starając się przekrzyczeć muzykę, która stała
się jakby głośniejsza albo być może to ja po alkoholu otrzymałam
od Pana Boga w darze wyostrzony słuch.
– Jest
od ciebie dużo starszy – oznajmiła.
– Wiem
– odpowiedziałam i ponownie wzruszyłam ramionami niczym
niewiniątko. – Ja się tylko z nim bawię – zapewniłam, dając
tym samym do zrozumienia, że między mną, a Wiktorem do niczego nie
dojdzie.
Wyszłam
za drzwi klubu, na zaniedbaną, zaśmieconą, ale jasną klatkę
schodową. Ludzie tu nie mieszkali, była jedynie jakaś szwalnia i
poniżej bawialnia dla dzieci, ale to za dnia, a nie w środku nocy.
– Nie
masz dziś humoru – stwierdził, wyciągając dłoń po swoją
paczkę papierosów.
– Czemu
nie?
– Tak
sądzę – odpowiedział i poczęstował mnie. – Nie wiedziałem,
że palisz.
– Tylko
gdy piję – wyjaśniłam. – Też nie wyglądasz na kogoś
skaczącego z radości pod sam sufit. – Wsunąłem papierosa do ust
i czekałam aż mi odpali. Nie zrobił tego, jedynie podał
zapalniczkę, moją, tę co ją wcześniej wsunęłam do pudełka
jego szlug.
– Życie
jak życie – skomentował i obserwował jak zaciągam się
nikotynową trucizną.
– Tu
masz rację Witek.
– Wiktor
– poprawił.
– A
jak ja powiedziałam? – zapytałam, przekazując mu ognia.
– Witek.
– Sorry
– przeciągnęłam. – Wina alkoholu.
– Domyślam
się – przytaknął, ale to nie przeszkadzało mu wskazać wzrokiem
na dwie wysokie szklanki niemal pełne, ale już nieco wygazowanego
piwa.
Fałszywka
dziwnie mnie onieśmielał. Niby nie miałam oporów, by do niego coś
powiedzieć, by z nim zażartować, dotknąć go w tańcu w znaczący
sposób, ale jednak był inny niż mężczyźni, z którymi
dotychczas miałam do czynienia. Przede wszystkim był starszy,
dojrzalszy, pewniejszy siebie, ale przy tym nie noszący dupy wyżej
niż głowy.
– Chcę
usiąść – zakomunikowałam i nawet próbowałam podskoczyć do
tego parapetu, ale alkohol właśnie dawał mi się we znaki tak
mocno, że wszystko mi się plątało – nogi, słowa, nawet oczy
zdawały się skakać we wszystkim kierunku, bo obraz się
rozmazywał.
– Chodź.
– Położył dłonie nad moimi biodrami, lekko ścisnął i uniósł
tak, że nogi miałam w powietrzu.
Po
chwili moje pupa zetknęła się z zimnym, betonowym parapetem, a ja
oparłam potylice o jeszcze zimniejszą szybę w nadziei, że przez
to choć trochę przetrzeźwieję. Nagle coś głupiego przyszło mi
do głowy i przez ten pomysł chwyciłam Wiktora za do połowy
zapiętą bluzę. Przyciągnęłam go do siebie, a przynajmniej
usiłowałam to zrobić. Pewnym było, że gdyby mi nie ustąpił, to
by mi się to nie udało, ale on przystał na ten pomysł. Jego usta
otarły się o moje rozwarte wargi. Język delikatnie przedarł się
przez siekacze, ale wcale nie miałam ochoty ugryzieniem go stamtąd
wypraszać.
Pocałunek
był krótki, nawet się na dobre nie rozkręcił, jakby żadne z nas
nie było pewne na ile może sobie pozwolić. Wiktor zamaskował
zmieszanie sięgając po szklankę piwa i wypijając całą jej
zawartość. Pomimo że byłam już mocno pijana poszłam za jego
przykładem. Dalej film mi się lekko zerwał, ale odzyskałam
świadomość, gdy się ze wszystkimi żegnaliśmy i wychodziliśmy z
klubu. Wiktor obiecywał Ani, że mnie odprowadzi, i że ma się
niczym nie przejmować.
– Mogę
ci zaufać? – dopytywała.
– Oczywiście,
że tak. Ja ją upiłem, to ja o nią zadbam. Oni ci potwierdzą –
wskazał na kolegów i zarzucił mój płaszczyk na moje ramiona.
Wziął też swoją kurtkę, taką zwykłą, czarną.
Droga
do mieszkania cholernie mi się dłużyła. Wiktorowi chyba też,
dlatego pletliśmy trzy po trzy, byle tylko nie zamilknąć.
Właściwie pierdoliliśmy o niczym. Byłam pijana, ale doskonale
wiedziałam co robię, bo ta pierwsza faza zerwanego filmu już mi
minęła i potem nie doprawiałam się żadnym alkoholem, więc
świadomość do mnie powróciła. Wyprzedziłam go tylko po to, by
zajść mu drogę. Wspięłam się na palcach i musnęłam o dolną
wargę.
– Bo
mnie dziś przyjaciel największy i najmocniej wkurwił –
wypaliłam, uderzając o twardą klatkę piersiową obiema dłońmi.
– Wy wszyscy tacy sami jesteście – dodałam.
– Noo
– przeciągnął. – Mamy to samo w majtkach – dodał z
niezwykle poważną miną.
– Bo
on świństwo zrobił, wiesz? Na siłę mi pomagać chciał, a tak to
nie możno, nie można nie?
– No
nie, nie powinno się – przyznał mi racje, a z nieba zaczęły
sypać mięciutkie i bialutkie płatki śniegu.
Spojrzałam
w niebo i zakręciłam się wokół własnej osi niczym mała
dziewczynka.
– Ja
kocham śnieżek! – krzyknęłam radośnie. – Dopóki mi nie robi
niedobrze.
– A
kiedy ci robi niedobrze?
– Źle
robi jak mi zimno robi.
Nie
wiedzieć czemu, ale Wiktor się zaśmiał, gdy usłyszał moją
odpowiedź.
– Jeśli
ślisko tak źle mi czasami robi – dodałam, czym ponownie
wprawiłam go w rozbawienie.
– Ja
cię zabiorę może do siebie, co? – zaproponował i wskazał w
boczną uliczkę.
– Nie,
nie, nie. My do mnie, mnie, mnie! – Uniosłam piąstki do góry i
nimi poruszyłam, jakbym trzymała w nich grzechotki. – Do mnie –
dodałam warkliwym szeptem i chwyciłam za jego rozpiętą kurtkę,
by przyciągnąć go do siebie, albo raczej samemu do niego
przywrzeć. – Chcę się pieprzyć.
– Pieprzyć?
– syknął pytająco, jakby nie był pewny czy dobrze usłyszał.
– No.
– Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do bramy.
– Tutaj?
– zdziwił się, rozglądając po zasikanym i zapleśniałym
wnętrzu.
– Każde
miejsce dobre na dobry seks, ale... – nie dokończyłam, jedynie
przewróciłam oczami i poszłam na boczne schody, dopadłam do
domofonu i wklepałam kod.
Uchyliłam
zakratowane drzwi, a szatyn je przytrzymał, wskazując mi dłonią,
że mam iść pierwsza. Bałam się, że zaraz gdy przekroczę próg
furtki, to on da nogę, więc chwyciłam go za rękaw i ciągnęłam
dalej za sobą.
Czułam
jego drugą dłoń na swojej pupie. Szedł za mną, trzymając się
tak blisko, że niemal deptał mi po piętach. Wydawało mi się, że
jest pijany równie mocno co ja. Pchnęłam go na drzwi i zajęłam
się wyciąganiem kluczy z mojej małej torebeczki.
– Tu
mieszkasz?
– Bywam
– odpowiedziałam wymijająco. – Jestem wolna, żyje luźno, a
mieszkam, to właściwie w pracy. Mało mnie w domu. – Starałam
się trafić kluczem do dziurki, ale gdyby nie jego pomoc, to pewnie
bym męczyła się tak do rana.
Wiktor
otworzył drzwi i już po chwili weszliśmy do przedpokoju. Zapytałam
go jeszcze o to czy nie ma żadnych zobowiązań.
– Nie
– odpowiedział.
Wtedy
chwyciłam za męskie, muskularne ramiona i docisnęłam do ściany
swoim pocałunkiem. Kurtka i płaszczyk szybko powędrowały na
ziemie. Ręce zarzuciłam na jego kark i chciałam też nogi założyć
na biodra, ale nie mogłam tak doskoczyć, cały pokój jeszcze mi
wirował. W końcu jednak on zdecydował się mi pomóc, pochwycił
pod pośladkami i uniósł. Potem zaczął nieść.
– Nie
ten pokój! – krzyknęłam do niego i wskazałam na swój.
– Dobrze
– odpowiedział i położył mnie na kanapie. Właściwie to na nią
upadliśmy, bo potknął się, o którąś z par moich bucików,
których nie nawykłam chować.
W
tamtejszej chwili cieszyłam się też z tego, że nie nawykłam do
ścielenia i składania łóżka. Dzięki temu teraz było mi
wygodnie. Nawet nie wiem kiedy pozbyłam się butów i czy sama się
ich pozbyłam. Wiktor też nagle był taki... bez ubrania, a
przynajmniej bez górnej części. Uklęknęłam nieporadnie, dwa
razy się przewalając przy podjęciu tej próby i dłońmi sięgnęłam
do skórzanego paska. Rozpięcie klamry i guzików jego rozporka
poszło mi niezwykle gładko, podobnie jak obcałowywanie jego torsu
i napieranie, by opadł na miękki kocyk. Jednak zanim zasiadłam na
nim okrakiem, to on zapragnął zmienić pozycje. Przerzucił mnie
niezwykle brutalnie, tak że uderzyłam plecami o łóżko.
– Przepraszam
– szepnął i chwycił za moją rękę, ciągnąc ją na krzyż, by
zmusić mnie do położenia się na brzuchu.
– Ja
nie lubię na pieska – zaprotestowałam.
– My
się za cholerę nie zgramy – stwierdził i pozwolił mi leżeć
tak jak chcę.
Patrzyłam
jak rozpina moją sukienkę, guzik po guziku. Dłonie mu nie drżały,
a nieporadnie to wyglądało zapewne tylko dlatego, że był pod
wpływem alkoholu. Światło wpadało z latarni ulicznej, która
znajdowała się zaraz przy moim oknie, było takie żółte i też
na taki kolor podświetlało jego twarz, tors, ręce. Poczułam się
dziwnie skrępowana, ale nie chcąc dać tego po sobie poznać,
rozwarłam nogi, by ułatwić mu dostęp. Zanim jednak się między
nimi znalazł swoim penisem, to zdecydował się na pozbawienie mnie
majtek i włożenie głowy między moje uda.
Drapiący,
a momentami wręcz kłujący, zarost Wiktora drażnił jedno z
najwrażliwszych miejsc mojego ciała, czyli wejście do pochwy i to
w momencie, gdy jego język mocno pocierał, całą swoją długością
o łechtaczkę. Jednak, gdy ta znacznie nabrzmiała, on zassał ją
mocno na krótką chwilę, a potem tylko drażnił, ledwie dotykając
ją czubkiem swojego języka. I tak ją sobie potrącał około dwóch
minut, jednocześnie łaskocząc nosem moje podbrzusze. Co jakiś
czas też zabierał usta od mojej cipki i zostawiał pocałunek
gdzieś w okolicy brzucha albo zasysał skórę w pobliskich
miejscach, czyli głównie na podbrzuszu i po wewnętrznej stronie
ud.
Musiałam
przyznać, że to było apogeum doznań, od namiętnego pragnienia tu
i teraz, po niemożliwe, by tak szybko skończyć i przedłużanie
tej chwili niemalże na siłę, byleby przegnać jeszcze na trochę
orgazm, byleby tak szybko nie dojść. Czy to była walka, jaką ja
toczyłam ze sobą? Nie, to bywa bitwa, którą Wiktor toczył z
moimi odczuciami, idealnie je odczytując, kierując się wiedzą nie
wiadomo skąd, dzięki której wiedział kiedy się przybliżyć, a
kiedy oddalić.
Nagle
poczułam jego język, zataczający okręgi naokoło mojego pępka, a
potem jak liże i obcałowuje moje ciało zmierzając wyżej, coraz
wyżej, między biust, poprzez dekolt, podbródek, aż dotarł do
ust. Uniosłam się, a on zdjął ze mnie sukienkę, pozostawiając
ją za moimi plecami. Stanika pozbawił mnie przez głowę, jakby nie
chciało mu się bawić zapięciem. Moment, w którym liznął moją
dolną wargę, sprawił, że posłusznie rozwarłam usta i
wyczekiwałam tego aż się do nich wedrze. I nastała ta chwila,
gdy poczułam słonawo-kwaśmy smak samej siebie, zmieszany z
posmakiem miętusa albo gumy do żucia. Wyczułam też nutkę goryczy
zawartej w ślinie, co było zapewne spowodowane tym, że Wiktor był
nałogowym palaczem, a tego nie dało się zamaskować żadnymi
tik-takami.
Jego
język sięgnął głęboko, ale uczynił tak tylko raz, potem był
nadmiernie delikatny i choć całował zachłannie, obejmując niemal
całe moje usta swoimi własnymi i co jakiś czas je zasysając, to
już przyjaciel jego kubków smakowych tak subtelnie się giął,
zwijał w rurkę i podwijał, by czasami nie urazić mojego gardła,
ani nie sprawić dyskomfortu, sięgając za daleko podniebienia.
Muskularne
ramiona Wiktora znajdowały się po moich obydwóch stronach, nie
wspierał się łokciami na łóżku i poduszce, którą miałam pod
głową, a po prostu dłonie miał dosyć szeroko rozstawione, a
łokcie ugięte tak jakby zastygł w połowie wykonywania pompki.
Byłam pod wrażeniem, że tak długo potrafi utrzymać tę pozycję,
choć trochę się też bałam, że jego wytrzymałość, zwłaszcza
po takiej ilości alkoholu, nie wytrzyma i ten duży, i zapewne też
ciężki facet na mnie runie. Nie chciałam się na mojej własnej,
prywatnej osobie przekonywać o tym ile on ton waży. Dotknęłam
więc jego bicepsów, by upewnić się, że są wystarczająco mocne.
Były bardzo napięte, a przez to niezwykle twarde, dzięki czemu
wszelkie nierówności, drobne pagórki i linie zarysowanych mięśni,
mogłam wyczuć pod opuszkami swoich palców. To było inne, zupełnie
obce mi wcześniej uczucie.
– Nie
myśl – wyszeptał mi do ucha, przygryzając je samymi wargami, a
potem wciskając język do jego wnętrza, czym przyjemnie załaskotał.
Następnie jego wargi, nieco rozwarte, sunęły po moim policzku.
Liznął o moją brodę i miejsce między ustami a nosem, i ponownie
powtórzył, bym o niczym nie myślała.
Kurwa,
jak ja miałam o niczym nie myśleć, gdy nad sobą miałam takie
bóstwo!?
Nie
no, z twarzy nie był idealny, no i z ubioru zmieniłabym tu i
ówdzie, ale jego mięśnie... aż się pokusiłam, żeby sięgnąć
dłońmi wyżej, na jego plecy i je także porządnie obadać.
Wyczułam łopatki, ale nie tak jak u Oskara, który był chuderlawy,
i któremu nieco odstawały, gdy się pochylał. U Wiktora to były
porządnie wyrzeźbione plecy, które zwężały się w szerokości
im dalej w stronę pośladków się kierowałam. Zresztą tyłek też
miał twardy, taki dosłownie jak kamień i niemal się rozpłynęłam,
stopiłam i rozpuściłam, gdy mogłam spróbować zacisnąć na nich
swoje dłonie, i nie mieć możliwości wbić się paluchami w tkankę
tłuszczową.
– Będziesz
mnie tak całego obmacywać? – zapytał lekko się śmiejąc i na
moment przestał badać językiem miejsce pod tym moim ozorkiem.
Rozwarłam
szeroko jadaczkę, choć szczerze powiedziawszy, to nie wiedziałam
co mam odpowiedzieć. Na szczęście nie musiałam nic mówić, bo
ponownie przywarł wargami do mojego ciała, najpierw do policzka, a
potem natrafił na moje usta.
– Jesteś
pewna? – zapytał przerywając pocałunek i dokończył to pytanie
swoim penisem, którego wyraźnie czułam, gdy ocierał się raz o
jedno, a raz o drugie z moich ud.
No
na to pytanie, to już byłam zmuszona udzielić odpowiedzi, bo
Wiktor zastygł w bezruchu niczym jakaś woskowa figura w muzeum,
jakby czekał na zachętę albo na przegnanie.
– Tak.
Musnął
delikatnie w usta, potem cmoknął mój podbródek i zaczął obniżać
się na szyję.
– To
nie są twoje dni płodne? – dopytywał. – Jestem pijany i
mógłbym nie dać rady...
– Zabezpieczam
się! – ucięłam szybko dyskusję, bo byłam pełna obaw, że
przez tę przedłużającą się w nieskończoność, wymianę zdań
ostygnę i już ni chuja nie będzie z tego seksu.
– Dobrze
– wyszeptał i wbił się, najpierw delikatnie, czubeczkiem, a
potem po całości, uderzając boleśnie o moje podbrzusze.
Ból
był chwilą i sprawił, że poczułam się tak samo jak za czasów
gdy byłam dziewicą. Potem stałam się mocno wilgotna, nie tylko
przy łechtaczce, ale także we wnętrzu pochwy. Tarcie przestało
być tarciem, a stało się ślizganiem, niczym na zjeżdżalni
basenowej. Uśmiechnęłam się sama do siebie z takiego porównania
i zarzuciłam ręce na jego kark. Przyciągnęłam Wiktora do siebie,
chcąc by nakrył mnie swoim ciałem. Lubiłam czuć jego ciepło i
gdy ten męski pot ściekał na moje ciało, gdy lekko pokryta
owłosieniem klatka piersiowa ocierała się o moje sutki i brzuszek.
Lubiłam to... naprawdę!
***
Poranek
zawitał do niewielkiego pokoju, znajdującego się w starej
kamienicy, niezwykle szybko, gdyż ani kobieta, ani mężczyzna nie
zadali sobie trudu, by w nocy zasunąć zasłonki. Wiktor czuł
promieniem wczesnego słońca na swojej twarzy, ale to go nie
martwiło i głowa go za mocno bolała, by z takiego błahego powodu
unieś powieki, i sprawić tym samym, by zaczęła go boleć jeszcze
mocniej. Zmartwił go natomiast cień, który przysłonił mu owe
słońce. Wiedział, że to nie Katrina, bo ta zgniatała jego rękę,
leżąc na niej w najlepsze.
– Niech
się pan obudzi – usłyszał.
Otworzył
oczy i nieco się przeraził widokiem około czterdziestoletniej
kobiety, która się nad nim pochylała.
– Alicja
– przedstawiła się. – A panu jak na imię?
– Wiktor
– odpowiedział, nawet nie próbując zakryć zdenerwowania i
zmieszania, bo wiedział, że w takiej sytuacji nie da rady tego
uczynić.
Spojrzał
na miejsce obok, by mieć pewność czy ciągle znajduje się u
Katriny, bo doszedł do wniosku, że po alkoholu mogło mu się coś
pomieszać, ale nic takiego nie miało miejsca, bo to brunetka leżała
na jego ręce, przykryta jedynie do połowy brzucha, a więc piersi w
imponującym, ale nieprzerośniętym rozmiarze miała na wierzchu.
Okrył ją, czując, że z racji przyzwoitości powinien tak uczynić.
– To
moja córka – usłyszał.
– Aha
– wymruczał i czekał na falę uderzeń oraz wystawienie z
ubraniami na klatkę schodową. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
– Kawy
wam zrobiłam. Bez mleka. – Farbowana blondynka wskazała dłonią
na niewielki, czerwony stoliczek, gdzie znajdowały się dwa sporych
rozmiarów kubki pełne parującej cieczy. – I grzanki – dodała,
a Wiktor dopiero wtedy zauważył, że na stoliku jest też talerz
pełen suchych grzanek, a obok niego znajduje się wędlina w paczce,
ser w folii i jakieś powidła. Był też nóż i łyżeczka, jedna.
Cukru nie widział, ale spodziewał się, że jest on w tej puszcze,
czarnej w żółte różyczki.
– Dziękuję
– szepnął, nie wiedząc za bardzo jak ma się zachować.
– Jakby
pan mógł przed wyjściem, najlepiej jeszcze zanim się pan w pełni
ubierze, by się nie ubrudzić, bo wie pan od pieca to łatwo... –
gadała, a on niewiele z tego rozumiał, więc postanowił konkretnie
zapytać:
– Co
takiego mam zrobić?
– Napalić
– odpowiedziała zapinając zamek sportowego, starego, nieco
zabrudzonego bezrękawnika, w którym chodziła do pracy, gdyż do
odgarniania ulic nie było sensu zakładać czegoś nowszego i
ładniejszego. – W piecu napalić – objaśniła. – Bym wróciła
i miała ciepło, bo na nią, jeśli zapiła, to nie ma co liczyć –
tu wskazała na swoją jedynaczkę i opuściła mieszkanie, krzycząc
już zapewne z klatki schodowej, ale jeszcze przed zamknięciem drzwi
– smacznego!
– Dziękuję
– syknął pod nosem i postanowił obudzić Katrinę, choćby po
to, by ją uświadomić, że jej matka go widziała.
– Wiem,
wiem, przecież tu była. A wiesz może czy zrobiła mi coś do
jedzenia, bo wiesz co? Ja nie mam siły oczu otworzyć, ręką
ruszyć, ale coś bym zjadła – wymruczała niewyraźnie z ustami
przy poduszce.
– Jak
to ty była?! – zapytał podniesionym tonem.
– No
w nocy była, przecież tu mieszka, to gdzie indziej miała być? –
spytała i w głos zamarudziła, że na mężczyzn to nie ma co
liczyć, że właściwie to tylko na siebie można liczyć i
zdecydowała się podnieść do siadu.
Oparła
się o ścianę nieopodal parapetu i aż jej się oczy zaśmiały na
widok góry grzanek.
– Podaj
– poleciła, wyciągając obie dłonie przed siebie niczym malutkie
dziecko.
Wychylił
się, by dosięgnąć talerza i słoika z marmoladą, gdyż tego
właśnie życzyła sobie brunetka i obserwował jak nakłada powidła
na grzankę.
– Ty
sobie sam zrób. – Położyła zimny słój na jego nagim torsie i
zaczęła się zajadać. – Tym razem się postarała, bo ostatnio
to mi tylko jedną bułkę przygotowała – poskarżyła się w
głos.
– Matka
robi ci śniadanie?
– Nie
zawsze – odpowiedziała w taki sposób, jakby nie przygotowanie jej
jedzenia było zbrodnią najcięższą.
– Ty
się ciesz, że w ogóle – odparł. – Gdybym ja był na jej
miejscu, to siebie bym wystawił na klatkę schodową, a tobie
dopierdolił tak, że byś na dupie nie usiadła.
– Na
szczęście wszyscy jesteśmy na swoich miejscach – stwierdziła
zadowolona z życia. – I przez to nikomu nic nie grozi. I by było
jasne, to nie jest częste, ja tu nie sprowadzam mężczyzn co
weekend.
– Nie
mamy weekendu – uświadomił ją.
– Sam
widzisz. Jedz, jedz, należy ci się. Musisz też załadować
straconą energię, te co ją na mnie wyczerpałeś. – Oblizała
palce i uznała, że w sumie to może ten raz przygotować mu jedną
grzankę, ale pod warunkiem, że zje z szynką albo serem, bo
marmolada jest jej i nie ma ochoty się z nikim nią dzielić.
Wiktor
usiadł wygodniej, opierając się o ścianę, słoik odkładając
obok Katriny, która siedziała po turecku i ciągle przykryte miała
jedynie nogi i cipkę, a biust pozostawał na wierzchu. Wychylił się
po kubek z kawą, ciągle zastanawiając się czy on naprawdę już
się obudził, czy być może nadal to jest tylko sen.
Dobrze się złożyło, że Wiktor musiał przełożyć spotkanie z Gośką i z Julką. Mógł spędzić ten czas z kolegami z pracy. A i Julce tego dnia też się upiekło i może będzie miała czas na przygotowanie się do tej rozmowy.
OdpowiedzUsuńKatrina znowu spotkała Wiktora. Kolejny raz przypadkowo i kolejny raz w tak krótkim czasie. I coś myślę, że jeszcze kiedyś się spotkają jeżeli do tego w ogóle dojdzie.
Ciekawe jak będzie teraz wyglądać ich znajomość po nocy, którą razem spędzili. Będzie tak samo czy coś się zmieni?
Czekam na kolejny rozdział.
Nadal nie wiem, co ta Julia zrobiła, że aż tak Wiktor się wściekł. Rozumiem, że zdenerwował się, że chora córka wyszła z domu zamiast leżeć w łóżku, ale myślę, że gdyby tylko o to chodziło to przecież by jej aż tak surowo nie potraktował, przynajmniej mam taką nadzieję. Tak w ogóle to Julka się nie popisała, nie mogła poczekać aż wróci do szkoły po zwolnieniu i dopiero wtedy załatwiać swoje sprawy, musiała to tak koniecznie właśnie w tym momencie robić? Zastanawiam się, czy Małgorzata na prawdę miała jakąś dodatkową pracę, czy tylko próbowała odwlec w czasie rozmowę Wiktora z córką, aż on trochę się uspokoi i ochłonie. Muszę przyznać na plus Wikowi, że córka jest dla niego ważniejsza niż koledzy, bo on próbował wymigać się od wyjścia z kumplami, dopiero jak Gośka poprosiła o zmianę terminu spotkania to się zdecydował.
OdpowiedzUsuńProszę, jaki ten świat jest mały, co za spotkanie. Z początku wydawało mi się, że Wiktor to wolałby nie spotkać się z Katriną, a przynajmniej nie przy kolegach z pracy. Ale widzę, ze urok osobisty, haha ,Kati zdziałał cuda, oczarowała całe towarzystwo. Koledzy to nawet zazdroszczą Wiktorowi, ze taką laskę wyrwał.
Rozbawiła mnie bardzo ta ich rozmowa, zwłaszcza jak Kati bardzo chciała opowiedzieć kolegom Wika jak się poznali, albo jak mu później pojechała po wieku, to jej " Ja lubię takie klimaty dla takich starszych ludzi, dla takich no wiesz? No takich w twoim wieku." było bezbłędne.
Jak czytałam o tym jak razem sobie szli do Kati do domku to się cały czas śmiałam, całkiem wesolutką tą drogę mięli.
Wow, no i był seksik, z opisu wynika, że pan Gawryluk się spisał, Kati była zadowolona, trzeba powiedzieć, że Wiktor nie jest samolubnym kochankiem, nie potraktował Kati jak pierwszej lepszej, szybki numerek i finał, postarał się, nawet bym powiedziała, ze więcej dał, niż wziął.
Kati jest niemożliwa, wyobraziłam sobie jak to wygląda, namiętna scena w łóżku, sytuacja coraz bardziej się rozwija, a przez głowę Kati przelatuje myśl, ciekawe jak on długo tak wytrzyma i nie zwali się z całym ciężarem na mnie, haha.
Padłam ze śmiechu jak przeczytałam o poranku Wika w łóżku Katriny, biedaczek nawet przez chwilę pomyślał, że w nocy zmienił miejsce i nie pamięta tego. Alusia jest niesamowita, żadnego skrępowania, u córki jest facet, a ta ładuje się do pokoju i bezceremonialnie przedstawia, takiej reakcji to Wiktor się nie spodziewał, haha. A i jeszcze kawusię zrobiła i grzaneczki, jak przepysznie.
Mam wrażenie, że Wiktor to trochę dziwnie się czuje w domu Kati, nie przyzwyczajony bidulek do takiego zachowania.
Ciekawe jak się teraz rozstaną i jak szybko się znowu spotkają.
No co jak co, ale tu mnie Wiktor zaskoczył i to pozytywnie. W ogóle to sobie inaczej ich pierwszy raz wyobrażałam, może po Kati bym się spodziewała tak, ale po Wiktorze ni cholery. Ale jak dla mnie dobrze, że się tak wyluzował, pokazał, że aż takim sztywniakiem, za jakiego go miałam, nie jest i a to potańczył, a to się napił. O odpowiedzialności nie zapomniał, bo do domu odprowadził, a że potem się z nią przespał, to już. W ogóle myślałam że się dłużej będzie wstrzymywał z powodu jej wieku, ale w sumie, to on nawet nie wie ile ona ma lat. No i Kati to będzie miała z nim fajnie w łóżku, to rekompensata za ten charakterek chyba.
OdpowiedzUsuńAlicja mnie rozłożyła na łopatki. Spodziewałam się bury, a tu kawka, śniadanko i jeszcze prośba, żeby Wiktor w piecu napalił. Ale myślę, że ona przy nim scen robić nie chciała, ale do Kati nagada, chociażby o tym o ile jest starszy.
Spotkanie z Julką zostało odłożone, a dzięki temu Wiktor natknął się na Kati. Ich to jednak musi do siebie ciągnąć, że tak zdarza im się na siebie natykać. No i z tych ciągot narodziła się wspólna noc. Czyli chcąc nie chcąc Kati wpadła w sidła Wiktora albo odwrotnie, to Wiktor wpadł w sidła Kati. Swoją droga oni razem są tacy... zabawni. Lubię te ich dialogi, takie pełne uszczypliwości. Chociaż akurat w tym rozdziale wszystko wygrała końcówka i mama Kati, która przygotowała im śniadanko i tylko poprosiła Wiktorka o napalenie w piecu. Może i potem Kati pomarudzi, ale jak na razie to bardzo spokojnie Wiktora u siebie w mieszkaniu przyjęła xd Ciekawa jestem co ona sobie myśli o tej różnicy w wieku między nimi. Tak sobie myślę, że po Oskarze, taki facet jak Wiktor dla Kati to jest dużaaa zmiana ;)
OdpowiedzUsuńJej, jestem już na bieżąco! Patrzyłam na spis treści i nie zauważyłam, że reszta nie jest podlinkowana i myślałam, że mam przed sobą jeszcze z 10 rozdziałów co najmniej.
OdpowiedzUsuńMoże to dobrze dla Juli, że spotkanie zostało przełożone, ale ja tam chciałam wiedzieć, o co takiego chodziło! Taki minus tego, że jednak nie zostało mi tych 10 rozdziałów. Milan to rzeczywiście dość oryginalne imię, ciekawe jak na nazwisko, żeby nie wyszło z tego coś w stylu Jessica Nowak – zawsze mnie bawią takie połączenia.
Katrina po alkoholu wymiata xD I widzę, że już się na Wiktora nie gniewa – czy to kwestia alkoholu czy po prostu uznała, że to w końcu nic wielkiego. Wiktor rzeczywiście sporo różni się od reszty chłopaków, których zna – poważny, zasadniczy, z rodzinką karku. Ale przyznam, nie spodziewałam się po nim takiego zachowania i tego, że tak szybko dojdzie do czegoś pomiędzy tą dwójką. A taki poranek to dla Wiktora musi być totalna nowość i szok, że można być w takich relacjach z rodzicami, biorąc pod uwagę jego sytuację.
No, to czekam na następny :)