Rozdział 13
Wystarczy mi dialog
Byłam
bardzo mocno rozczochrana i zauważyłam to w chwili, gdy zjadłabym
własnego włosa, który śmiał dotknąć mojej kanapki. Poza tym
chciało mi się siusiu, ale bardziej byłam głodna, więc
postanowiłam poukładać wszystko własnymi priorytetami. Wiktor
marudził, że nie cierpi jedzenia w łóżku, że zupełnie tego nie
uważa, ale jednocześnie też zagryzał przy tym kanapkę, więc
nieco zalatywało od niego hipokryzją albo chęcią dostosowania się
do sytuacji. W tym przypadku wolałam by to było to drugie.
– Nie
chcesz mnie czasami przeprosić za tę nieprzyjemność jaka mnie z
twojej strony spotkała? – zapytałam i wsunęłam ostatni kawałek
bułki do ust.
Wiktor
zrobił taką minę jakby nie wiedział o co chodzi. Nawet lekko
przerażony był.
– Sama
przecież chciałaś... do niczego cię nie zmuszałem.
– Nie
o tym mówię! – przerwałam mu i przy tym się uniosłam, bo
przecież... ręce mi opadały, gdy odkrywałam jakimi ścieżkami
podążają jego myśli. Te ścieżki były jakieś wyjątkowo kręte.
Wolałam by myślał prosto!
– A
o czym?
– O
tym jak mnie poszarpałeś i...
– Aaa
– ucieszył się, dosłownie wyglądał jakby go to wspomnienie
bawiło. – Sama byłaś sobie winna. Poza tym mogłem postąpić
gorzej, mogłem odjechać.
– Nie
jesteś teraz miły.
– Nie
zawsze jestem miły, bo wolę być szczery. Niestety taka
wado-zaleta. – Zjadł swoją kanapkę, patrząc spojrzeniem bez
wyrazu na moją urażoną, niezadowoloną minę. – Ale mam
nadzieję, że chociaż dzisiaj ci dobrze było w moim towarzystwie.
– Było
– przyznałam i poczułam wypieki na polikach. – Nie chcę byś
sobie sądził, że...
– Pamiętam,
bez zobowiązań.
– Tak,
ale nie to chciałam powiedzieć.
– Nie
chcesz bym widział w tobie puszczalską, tak?
– Szczerze,
to mam w dupie twoje zdanie, ale tak, o to właśnie mi się
rozchodzi.
– Nie
będę tak myślał. – Wzruszył ramionami. – Oboje jesteśmy
dorośli...
– Ja
nie jestem – rzuciłam szybko, choćby tylko po to by zobaczyć
jego minę.
– Niemożliwe.
– Możliwe,
mam szesnaście lat – zapewniałam.
– Nie
kłam, bo nawet nie wyglądasz. – Uśmiechnął się łajdak jeden
w taki sposób, że aż musiałam go zdzielić w ramie.
– No
ej! – krzyknęłam na niego. – W sensie, że stara jestem twoim
zdaniem, tak?
Złapał
mnie za nadgarstki i tak mocno za nie trzymał, ciągnąc
jednocześnie do siebie, że aż byłam zmuszona uklęknąć na
kolanach.
– Może
nie wyglądasz staro, ale... na szesnaście lat też nie wyglądasz –
zapewnił z drwiącym uśmieszkiem.
Przełożyłam
nogę tak, by wsunąć kolano między jego uda i na jednym z nich
przysiąść.
– Długo
będziesz mnie tak trzymał?
– Nie
wiem, zastanowię się – odpowiedział ciągle się uśmiechając.
– Myślę, że mógłbym cię polubić, wiesz?
– Jesteś
bezczelny! Dajesz mi do zrozumienia, że jeszcze mnie nie lubisz,
tak?
Znów
go rozbawiłam. Puścił moje nadgarstki i oparł się o poduszki,
ale cały czas nie leżał, tak bardziej siedział. Zdecydowałam się
na przybliżenie ust do jego brody i wysunięcie języka. Sunęłam
nim tak długo aż znalazł się między ustami, przedarł przez zęby
i dotknął podniebienia Wiktora. Nie wiedziałam czego mam się
teraz po nim spodziewać. Nawet trochę się obawiałam, że mnie
odepchnie, mówiąc, że to co było w nocy już minęło, że wtedy
był pijany i inne takie dyrdymały. Nic takiego jednak nie
nastąpiło. Poczułam jak Wiktor mnie obejmuje. Jak jego dłonie
błądzą po moich nagich plecach, a moje cycki ocierają się o jego
lekko owłosiony tors.
– Muszę
siku – przypomniałam sobie i podzieliłam się z nim tą myślą,
kiedy on już kładł dłonie na moich pośladkach.
– I
tak bym nie zdążył... nieważne, idź – niemal mi rozkazał, a
potem kiedy już wstałam z jego ud i łóżka, to odnalazł na
podłodze swoją koszulkę i nią we mnie rzucił. – I włóż coś
na siebie! – krzyknął, ale ciągle uśmiech nie schodził z jego
twarzy. – Powiedz jeszcze gdzie masz piec! Obiecałem twojej mamie
w nim napalić.
– Właśnie
go widzę. Jest przy kibelku! – odkrzyknęłam.
Nie
spodziewałam się, że Wiktor od razu wstanie i weźmie się do
roboty, ale jakoś szczególnie nie przeszkadzała mi jego obecność,
gdy tak przechadzał się w samych rozpiętych dżinsach i gołej
klacie, a ja w tym czasie podcierałam się papierem toaletowym na
jego oczach.
W
mieszkaniu nie było ciepło, ale zimno też nie było, bo matka
paliła poprzedniego dnia do późna. Wiktor zabrał się za
oprzątanie tego niewysokiego cyganka, a następnie za napełnianie
go kartonami, gazetami i cienko porąbanym drewnem.
– Masz
ogień?
– Mam,
mam, mam, ale nie wiem czy dam – odpowiedziałam i z rozpędu
udałam się do kuchni, zupełnie zapominając, że tam cały czas
panowała pustka.
Wiktor
poszedł za mną, stanął, opierając się ramieniem o ścianę i
oznajmił:
– Jakbyś
potrzebowała pomocy przy remoncie, to... myślę, że masz mój
numer.
– Nie
mam. Usunęłam po tym jak mnie tak okropnie potraktowałeś. Poza
tym nie wiem czy chcę byś ty mi pomagał? Nie lubię zobowiązań,
a to jawnie wyglądałoby na takie... przykład, położenie płytek
za dwa orale z połykiem.
– Zrobiłabyś
to z połykiem? – zapytał poważnie, jakby zupełnie nie usłyszał
moich poprzednich słów.
Nie
wiem co ja sobie wtedy myślałam i co we mnie wstąpiło, ale
zdecydowałam się na to, by paść przed nim na kolana, zsunąć
jego spodnie do połowy ud wraz z majtkami i sięgnąć początkowo
jedynie językiem do jego penisa, a potem otoczyć go całego ustami.
– Rozumiem,
że czeka mnie demonstracja – stwierdził i uderzył plecami o
ścianę. Oparł się o nią.
***
Wiktor
Gawryluk wyszedł z mieszkania Katriny dopiero popołudniu.
Pozostawił na niej swoją koszulkę, uznając, że sama bluza mu
wystarczy. Nie wystarczała bo mróz mocno dawał się we znaki i
nawet ciepła kurtka przed nim słabo chroniła. Nie wracał się po
samochód, czuł jeszcze alkohol w żyłach, więc nie byłby na tyle
odważny, by w takim stanie prowadzić. Na piechotę dotarł pod
blok, w którym mieszkała jego córka wraz ze swoją matką. Jak
zwykle nacisnął na domofon, pomimo znajomości kodu.
– Słucham?
– usłyszał głos swojej córki.
– Tata
– odpowiedział, by wiedziała z kim ma do czynienia i poczekał aż
zwolni blokadę.
Powoli
przemierzył schody i dotarł pod drzwi. Zdziwił się, że nie były
otwarte. Zastukał więc i odczekał chwilę... dłuższą chwilę.
W
końcu Julia otworzyła ojcu i wpuściła go do środka. Następnie
powróciła do kuchni, gdzie smażyła na patelni jajecznicę.
– Mamy
nie ma? – zdziwił się i po zdjęciu odzieży wierzchniej oraz
obuwia zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, jakby czegoś
szukał lub wypatrywał.
Okno
było otwarte więc dało mu to do myślenia, ale na temat palenia
postanowił się jeszcze nie odzywać, przynajmniej dopóki nie
złapie dziecka na gorącym uczynku.
– Nie
ma, musiała wyjść.
– Dokąd?
– Do
pracy, ale wróci zaraz, bo na dziesiątą ją wezwali, tylko na
kilka godzinek.
– To
pewnie niewyspana będzie – stwierdził, wiedząc, że Gośka była
w nocy na jakieś dodatkowej fusze. – Zapalę na balkonie, zjedz
sobie spokojnie.
Wsparł
łokcie na barierkach i delektował się smakiem ostatniego
papierosa, strzepując popiół do pudełeczka, by czasami nie
naprószyć nim ludziom na głowy. Dostrzegł Małgorzatę jak
wracała z pracy, więc od razu zdecydował się na to, by przejść
do korytarza i otworzyć jej drzwi.
– Zmywa
się po sobie – rzucił w stronę kuchni, gdzie Julka odkładała
talerz do zlewu.
– Potem
– odpowiedziała.
– Nie
potem, tylko teraz, raz, raz.
– Ale
dlaczego nie potem? – zapytała i spojrzała na ojca wyczekująco i
z pretensją jednocześnie.
– Może
dlatego, że twoja matka nie lubi syfu i jak ty tego nie zrobisz, to
ona to zrobi za ciebie, a wydaję mi się, że dzisiaj już zrobiła
dość.
– Jakby
nie chciała, to by nie zmywała, więc...
– Więc
ze mną nie dyskutuj – przerwał ostrzej. – Powiedziałaś jej
chociaż co nawyczyniałaś czy nie?
Julia
wzruszyła ramionami, a Gosia weszła do domu i położyła drobne
zakupy na komodzie stojącej pod wieszakiem.
– Jesteś
wcześniej – powiedziała do Wiktora. – Cześć tak w ogóle.
– Cześć.
– Zmarszczył brwi i sięgnął do siatki. – Rozpakuj –
rozkazał córce i przeniósł reklamówkę na stół kuchenny.
Wskazał Gośce kierunek, a kiedy przestąpiła próg pokoju to
ruszył za nią i zamknął za sobą drzwi. – Jak było w pracy?
– Nie
za fajnie, ale przynajmniej od ręki zapłacili. Kierownik tworzył
nieprzyjemną atmosferę.
– Zazwyczaj
taka jest jego rola – pozwolił sobie zauważyć. – Dlaczego
Julki nie było dzisiaj w szkole?
– Ma
zwolnienie, więc...
– Więc?
Nie wygląda już na chorą.
– Ale
ma zwolnienie.
– Nie
przekonuje mnie ten argument, wiesz? – Usiadł w fotelu i poprawił
serwetkę, która leżała na ławie. – Jestem ojcem tego dziecka,
nie podoba mi się, że podejmujesz decyzje sama.
– Sama?!
– wykrzyknęła zbulwersowana i zdenerwowana usiadła na pufie
dokładnie naprzeciw niego. – Wczoraj to ty podjąłeś decyzję
sam. Wpadłeś tu i nawet nie zapytałeś co o tym myślę. Po prostu
zrobiłeś co uważałeś i wyszedłeś, a dziś przychodzisz do
mojego domu za wcześnie, we wczorajszym ubraniu i bez koszulki –
zauważyła, bo zamek bluzy zsunął się do połowy klatki
piersiowej.
Gawryluk
nawet nie trudził się zasunięciem suwaka bardziej pod szyję.
– Rozmawiamy
o Julce czy kłócimy się o to gdzie spędziłem noc?
– Śmierdzisz
kacem, więc pewnie zamiast być przy rodzinie, to balowałeś gdzieś
i skończyłeś u jakieś kurwy!
– Nie
mów tak o niej! – wydarł się na tyle głośno, że meble zdawały
się zatrząść.
– Czyli
jednak!? – podłapała.
– To
nie twoja sprawa z kim sypiam.
– Moja,
bo jesteś ojcem mojego dziecka!
– I
właśnie o tym dziecku chciałbym dzisiaj porozmawiać, a nie się z
tobą wykłócać o nieważne sprawy! Mam prawo sobie poukładać
życie.
– Chcesz
sobie z nią już układać życie?
– Już?
Nie wiesz czy tylko z nią sypiam, czy z nią jestem i od kiedy, więc
nie masz prawa mówić już i oceniać, że to za szybko.
Gośka, przecież, kurwa, jesteśmy dorośli, tak? – zapytał. –
Julka powinna chodzić do szkoły i to nie gdy skończy się
zwolnienie, ale gdy się dobrze czuje lub gdy nie czuje się na tyle
tragicznie, by leżeć w łóżku. Naucz ją jakieś obowiązkowości,
konsekwencji, wytrwałości, a nie głaskasz ją po główce i na
wszystko pozwalasz.
– Wychowuje
się bez ojca, więc staram się jej to wynagrodzić.
– Nie
wychowuje się bez ojca! Ja cały czas tu jestem jakbyś nie
zauważyła! Poza tym wyglądasz na przemęczoną i gdy chcesz
odpocząć, to jej nie wynagradzaj mojego wyimaginowanego braku
głaskaniem po główce, tylko po prostu zadzwoń, a ja ją wezmę do
siebie.
– Po
co? Po to by ją bić?
– Chyba
nie powiedziała ci za co dostała, skoro uznajesz, że niesłusznie.
– Powiedziała.
Buchnęła ci pięć dych.
– Słucham?
– zapytał, nie kryjąc swojego zaskoczenia. – Ja ci chyba
wspominałem, że dzwonili do mnie ze szkoły, prawda? Naprawdę
sądzisz, że chcieliby mnie powiadomić o tym, że moje własne
dziecko mnie okrada? Nie sądzę – dorzucił sarkastycznie i
spojrzał w stronę drzwi. Dosięgnął klamki na siedząco i uchylił
je. – Julia, chodź do nas! – krzyknął, a potem wsparł się
łokciem na podłokietniku fotela i wygładził środkowym palcem
jedną swoją brew.
Trzynastoletnia
brunetka weszła do pokoju, a ojciec od razu postanowił ustąpić
jej miejsca, a przynajmniej ją przepuścić, by zasiadła w drugim z
foteli.
– Siadaj
– polecił.
– Wolę
obok mamy.
– Nie
pytam się o to co wolisz. – Pochwycił ją za ramie zanim ruszyła
w przód i nakierował na lewą stronę. – Powiedziałem, siadaj.
Julka
usiadła, ale ani trochę jej się nie podobało, że znajduje się
tak blisko swojego ojca, zwłaszcza, gdy ten też zajął miejsce.
– To
tak na samym wstępie i dla wyjaśnienia, to wcale, ale to wcale nie
chodziło o ukradzione pięćdziesiąt złotych, aczkolwiek bardzo mi
się nie podoba, że moje własne dziecko mnie okrada, ale o tym to
sobie porozmawiamy później. Wczoraj zadzwoniła do mnie twoja,
Julka nauczycielka i wiesz co mi powiedziała?
– Nie.
– Na
pewno?
– No.
– Powiedziała
mi, że moja chora córka, która nie chodzi do szkoły, zamknęła
jednego z uczniów w szafie w jakimś kantorku W-F-istów i gdyby nie
to, że jeden z nich wrócił się po telefon, to ten chłopak by tam
siedział do rana i mógłby się, kurwa, nawet przez twoją głupotę
udusić! – krzycząc spojrzał na Julkę, a następnie zerknął na
Małgorzatę. – Teraz wszyscy wiemy o co chodziło, tak?
Gośka
przytaknęła.
– To
dobrze, że już wiesz. A ty – tu spojrzał na Julkę i ciągnął
dalej – wiedz, że gdybym miał więcej czasu wczoraj, to zrobiłbym
ci dokładnie to samo, byś zobaczyła, że to nie jest przyjemne, a
dopiero potem bym ci przylał, dla utrwalenia.
– Julka,
ty naprawdę...
– Nie
lubię go – odpowiedziała jakby na swoje usprawiedliwienie.
– Ja
nie lubię co dziesiątego człowieka mijanego na ulicy, a jednak nie
zamykam ich w żadnych komórkach! – wrzasnął, pochwycił córkę
za ramię i zaczął się nad nią roztrząsać, jednocześnie
gestykulując otwartą dłonią przed jej twarzą. – Jak tak dalej
będzie, to na żadną wycieczkę nie pojedziesz i od dzisiaj zaraz
po szkole masz być w domu, i nie ma potem żadnych wyjść. I nawet
nie próbuj mnie oszukać, bo ja będę to sprawdzał. Wystarczy, że
raz cię nie zastanę. Raz – zaznaczył. – Jeden raz, a będziesz
miała powtórkę z wczorajszej rozrywki! Skończyła mi się
cierpliwość, Julka. – Oparł się wygodnie o oparcie fotela i
spojrzał na Małgorzatę. – Chcesz coś dodać?
– Nie,
chyba właśnie... zatkało mnie.
– Mnie
wczoraj też, uwierz. – Splótł ręce na piersi i spojrzał na
córkę. – A ty chcesz coś powiedzieć?
Pokręciła
głową.
– W
niemowę się bawisz!? – ryknął. – Do siebie, natychmiast. –
Wskazał na drzwi pokoju. – A ja tam zaraz przyjdę –
dopowiedział.
– Wiktor...
– szepnęła Gośka, zanim Julia zamknęła za sobą drzwi.
Dziewczynka
więc zdecydowała się pozostawić je uchylone.
– Tak?
– Chyba
już wystarczy. Nie ma co przesadzać.
– Ja
przesadzam? Czym? Tym, że próbuję ją wychować?
– Nie
chcę byś jej znowu coś zrobił.
– A
co ja jej robię? – zapytał i wyczekiwał odpowiedzi.
– Dobrze
wiesz o czym mówiłam.
– Wiem,
ale nie pozwolę, by mnie własne dziecko okradało. Jak na coś
potrzebuje i coś chce, to ma powiedzieć, a nie sięgać po cudze
jak po własne.
– Mam
ci oddać te pieniądze!?
– Nie,
ty nie! Ale ona tak i to podwójnie. Jeśli nie chcesz nie będę z
nią dzisiaj o tym rozmawiał, ale do jutra niech wymyśli sposób
jak je zarobić i ma przeprosić tego kolegę co mu taką krzywdę
wyrządziła i najlepiej publicznie, przy całej klasie. Skończyłem.
– Wstał i w skrajnych emocjach, czując pulsowanie wrzącej krwi w
żyłach, zdecydował się na opuszczenie mieszkania.
***
Wiktoria
przyszła do mnie po to bym zdała jej relacje z mojej nocy spędzonej
u boku Fałszywki. Piłyśmy przy tym wino z gwinta, bo nie chciało
nam się tracić czasu na poszukiwanie kieliszków.
– Był
cholernie delikatny – zaczęłam. – Naprawdę nie spodziewałam
się po nim tego. To była przyjemna odmiana, ale... gdybym tak miała
na co dzień, to bym się w tym łóżku zanudziła.
– Myślisz,
że umie być ostrzejszy?
– Ne
pewno. W to akurat nie wątpię. Nie wiem tylko czy chcę to
sprawdzać. Jest ode mnie sporo starszy, a ja nadal mam męża.
– Sumienie
ci się włączyło.
– To
nie sumienie. To cuś zupełnie innego, cholernie niewygodnego i... –
przerwałam bo ktoś dobijał się do moich drzwi, a sąsiad jazgotał
na klatce o tym, by na domofon dzwonić też do tego co ma się dla
niego przesyłkę. – Zamknij się sąsiad! – krzyknęłam. –
Nie płosz mi kuriera, jak ci coś, kurwa, nie pasuje i masz problem,
to do przyjaciółki napisz – dodałam. – A pana przepraszam, ale
to bezrobotny alkoholik jest i nie ma nic lepszego do roboty.
– Nic
się nie stało – odpowiedział pan w dżokejce z sześcioma
długimi różami w dłoni. – To dla pani, proszę tylko
pokwitować.
Sąsiad
ciągle tam coś klął pod siwym wąsem, ale szybko schował się do
domu, a ja odebrałam moje kwiatki i pochwaliłam się nimi Wiktorii.
– Widzisz
jak mnie ktoś kocha? – zapytałam moją przyjaciółkę.
Ciemna
blondynka odnalazła bilecik i wyczytała z niego:
– Przepraszam.
– Pewnie
Gracjan – stwierdziłam i odetchnęłam zirytowana, ale potem
poczułam dziwną ulgę, że mimo wszystko ciągle mam przyjaciela.
– Oskar
– sprowadziła mnie na ziemię. – Są od twojego męża –
dodała, widząc, że ja nie ogarniam i sądząc, że potrzebuję
dodatkowych wyjaśnień.
– Wiem
jak ma na imię mój mąż – warknęłam i udałam się na
poszukiwanie wazonu. – Jedno przepraszam niczego nie zmienia, ale
kwiatki są ładne i trzeba dać im pić.
Ledwie
nalazłam wody do wazonu, a już poczułam wibracje w kieszeni
dresowych spodni. Okazało się, że to Fałszywka napisał.
Proponował kawę i przy okazji dawał mi swój numer telefonu,
sądząc, że naprawdę mogłam go usunąć.
Uśmiechnęłam
się pod nosem i odpisałam:
Dziś
czy jutro?
Kiedy
chcesz, dostosuję się.
Chcę
i dziś i jutro!
Dobrze.
Podjadę za... godzinę?
Dwie
i pół, teraz piję wino, a muszę się jeszcze ogarnąć.
Wcale
nie musisz się ogarniać, widziałem cię już nieogarniętą. Nie
bój się, nie wystraszę się.
Przewróciłam
oczami i uznałam, że tym razem wcale, ale to wcale nie był miły,
choć pewnie usiłował.
To
w takim razie za półtorej godzinki ;-) – odpisałam.
A
jutro to rano, rano, to mnie przy okazji też do pracy zawieziesz!
– napisałam kolejnego SMS-a i kliknęłam wyślij.
– Skoro
nie jesteś nim zainteresowana tak na dłużej, to po co się z nim
umawiasz? – zapytała Wiktoria zerkając przez moje ramię.
Podałam
jej wazon z wodą i poczekałam na to aż włoży do niego kwiatki.
Następnie poinstruowałam ją, że ma je położyć na stoliku u
mnie w pokoju.
– Dla
zabicia czasu się z nim umawiam. On też nie jest mną
zainteresowany.
– Skąd
wiesz?
– Wiem
i już. Po prostu tak czuję.
– A
przystojny jest chociaż?
– Przeciętny.
Przypomina mi Araba.
– Araba?
– No,
ma taki zarost. Jak sobie wyobraziłam go w turbanie takim na głowie,
to wypisz, wymaluj Arab.
Wiktoria
nie wiedzieć czemu, ale się zaśmiała z mojej wyobraźni, dopiła
swoje wino i poszła do domu, bo i tak musiała zająć się Kasią,
bo babcia już za długo się nią zajmowała, a była to jednak
starsza osoba i nie miała już tyle siły.
Szybko
się ogarnęłam, ale tylko tak z grubsza, czyli przepłukałam zęby,
uczesałam włosy w koński ogon i zdecydowałam się na lekki
makijaż składający się z pudru w kremie i maskary na rzęsy.
Wyszłam
przed dom w dresowych spodniach, żółtej bluzie wciąganej przez
głowę i srebrnej, sportowej kurtce, która przypominała skafander
kosmiczny, tak samo połyskiwała. Na stopach jednak znów miałam te
niewygodne, ale ładne glany na szpilce, tym razem jednak wplotłam w
nie żółte sznurówki.
– Cześć
– usłyszałam za swoimi plecami i jednocześnie ujrzałam
ciemność, bo ktoś zasłonił mi oczy swoimi dłońmi.
– Cześć
Fałszywko – odpowiedziałam, odwracając się i jakoś tak
samoistnie zarzuciłam ręce na jego kark.
– Kiedy
w końcu przestaniesz mnie tak nazywać? – zapytał, kładąc
dłonie na moich biodrach.
Nie
odpowiedziałam, bo pochylił się i musnął mnie w czoło.
– Jedziemy
do Ratuszowej – zapowiedział i wskazał mi kierunek na
parking.
– Jak
dobrze, że jesteś samochodem. Nie doszłabym tam w tych butach.
– Zaniósłbym
cię, jakby była taka potrzeba.
– Dałbyś
radę? – zdziwiłam się.
Spojrzał
na mnie, zmierzył od stóp po czubek kiteczki i odpowiedział:
– Spokojnie,
osiemdziesiąt kilo nie jest mi straszne.
– Ile!?
– udałam jawne oburzenie. – Nie odzywaj się już do mnie –
zapowiedziałam i trzepnęłam go w ramię. – Za to wisisz mi dwa
ciastka.
– A
co, chcesz dobić do setki?
– Wiktor!
– warknęłam i aż się zatrzęsłam ze zdenerwowania.
– Dobrze,
już dobrze, już nie będę. – Położył dłonie na moich
ramionach i mną potrząsnął, a potem otworzył przede mną drzwi
swojego Jeepa. – Wynagrodzę ci te żarty w naturze – dodał,
puszczając do mnie oczko, a potem zamknął drzwi i obszedł
samochód przed maską, by móc zasiąść za kierownicą.
– A
ty wiesz, ze to wcale nie byłby taki głupi pomysł? – zapytałam,
kiedy przekręcał kluczyk w stacyjce.
– Dobicie
do setki w myśl kochanego ciała nigdy za wiele?
– Nie!
– krzyknęłam. – Chodzi mi o wynagrodzenie w naturze, wtedy
zostałbyś na noc i nie musiałbyś specjalnie rano przyjeżdżać,
by móc wypić ze mną kawę i zawieźć mnie do pracy. Kawę wtedy
wypilibyśmy u mnie, ty byś zrobił. No ale wiesz, po tym twoim
ostatnim tekście, to byś się musiał bardzo tak naturalnie
wystarać, by wykupić wszystkie swoje winy.
– Proponujesz
mi nockę?
– Może.
– Co
na to twoja mama?
– Nie
wiem, jeszcze jej dziś nie widziałam, ale nie sądzę, by miała
coś przeciwko.
– Naprawdę?
– uśmiechnął się i wydawał być mocno zaskoczony.
– No
i oczywiście nadal bez zobowiązań. By jedynie pijamy z sobą kawy,
jemy ciastka i się pierdolimy.
– Nie
wiem czy tak umiem – wyznał, parkując nieopodal ratusza, skąd
było już naprawdę niedaleko do Ratuszowej. – Ja jednak
przywiązuję się do ludzi.
– Jak
pies?
Zaśmiał
się.
– Nie
wiem czy jak pies, ale po prostu... przywiązuję się.
– Więc
możemy być przywiązani do siebie, ale bez zobowiązań. Jak taka
para kumpli.
– Przyjaciół
brzmi znacznie lepiej, bo kumpli, to mi się od razu z pedałami
kojarzy.
– A
nie lubisz w dupu dupu?
– Co?
– zapytał, a potem się zaśmiał i jakby nieco przy tym też
załamał, bo odwrócił ode mnie głowę i wsparł czoło na szybie.
– Tylko
zapytałam – odpowiedziałam oburzona jego reakcją. – W ogóle
gdybym wiedziała, że idziemy do kawiarni, a nie na przykład na
CPN, to bym się inaczej ubrała.
– Naprawdę
sądziłaś, że zaprosiłbym cię na kawę na stację benzynową?
– Ja
lubię kawę ze stacji.
– W
takim razie będę ci czasami taką przywoził.
– Czasami?
– Czasami.
– Nie
rozpędzaj się tak. – Wysiadłam i zamknęłam za sobą drzwi. –
Albo... rób co chcesz, tylko pamiętaj, że ja się w tobie nie
zakocham, nie obdarzę cię żadnym uczuciem, ani nic w ten deseń.
– Dlaczego?
– Bo
nie umiem.
– Dobrze,
zrozumiałem, ale nie odstrasza mnie to. Na dzień dzisiejszy i przez
najbliższy czas wystarczy mi sam dialog.
– Co?
– Rozmowa
jest znacznie ważniejsza w związku niżeli motylki w brzuchu.
Łatwiej żyć z kimś ciekawym i interesującym, z którym chce się
rozmawiać, niż kochać kogoś z kim nie umie się zamienić kilku
zdań na tydzień bez podniesienia sobie wzajemnie ciśnienia.
– Już
raz podniosłam ci ciśnienie – przypomniałam z szerokim
uśmiechem.
– Ja
myślę, że nie tylko raz, jeśli chodzi o to nienegatywne
podniesienie.
Spojrzałam
na niego, a on puścił do mnie oczko.
– Przyznaj
lepiej od razu, że podoba ci się mnie pieprzyć, a nie wciskasz
lewe bajery.
– Kati,
Kati, Kati, zapraszam – wskazał na to wejście po stromych
schodach, które prowadziło do Ratuszowej.
Wygląda na to, że po wspólnej nocy między Katriną i Wiktorem jest jak dawniej. Ciekawe jak długo uda im się żyć bez zobowiązań i czy w którymś momencie będzie między nimi coś więcej.
OdpowiedzUsuńW tym momencie Julka przesadziła. Dlaczego ona robi te wszytkie rzeczy. Może myśli, że u matki może sobie na więcej pozwolić. Albo jest jakiś inny powód.
Ciekawe co teraz zrobi Gośka po tym wszystkim czego się dowiedziała.
Czekam na kolejny rozdział.
Początek rozdziału był całkiem przyjemny, powiedziałabym, że wręcz sielankowy. Tak samo, zresztą, jak końcówka i nie wiem, czy uda się pozostać w relacjach "bez zobowiązań". Myślę, że prędzej czy później któreś się zakocha - pytanie tylko: które? Może to właśnie Kati, która najbardziej zarzeka się, że się nie zakochuje.
OdpowiedzUsuńCo do Juli to faktycznie zrobiła ogromną głupotę, ale nie wydaje mi się, żeby jej zachowanie było spowodowane zwyczajnym brakiem sympatii, bo zadała sobie zbyt dużo trudu. Miała zwolnienie, ale zamiast siedzenia w domu wybrała pójście do szkoły i zamknięcia jakiegoś chłopaka w komórce? Coś mi tu nie gra.
A co do Gośki - ta sytuacja z Wiktorem ewidentnie jej nie pasuje i chyba ma do niego żal, że przed laty nie zdecydował się na ślub i stworzenie "standardowej" rodziny.
Czekam na kolejny rozdział :)
Wiktor nudziarz, nie lubi jedzenia w łóżku, co on księżniczka na ziarnku grochu, że zaraz wyczuje okruszki, haha. Ale przynajmniej obowiązkowy nudziarz, obiecał mamusi, że napali w piecu i nie wymigał się od tego.
OdpowiedzUsuńKati z jednej strony głosi wszem i wobec, że ma gdzieś co sobie o niej inni myślą, niby jej nie obchodzi co Wiktor sobie myśli po tej ich wspólnej nocy, a z drugiej strony to nie chce żeby ją wziął za puszczalską. Myślę, że tak na prawdę, ona się przejmuje jego opinią, że dla niej to ważne, że ona gra taką co jej nie zależy, a zwłaszcza teraz na opinii Wiktora. I myślę, że Kati zaczyna na nim zależeć, wydaje mi się, że ona wmawia samej sobie i Wiktorii przy okazji też, że to tylko seks bez zobowiązań. Swoją drogą to Wiktor jednak ma poczucie humoru, najpierw jej z wiekiem pojechał, teraz z wagą, dowcipniś jeden, haha.
Śmiać mi się chciało z Wiktora, kiedy Katrina zasugerowała, że powinien ją przeprosić, a on przestraszył się, że ona mu zarzuca, że wymusił na niej seks. Chciała go cwaniara wkręcić, że spał z nieletnią, ale jej pojechał po wieku, haha.
A już rozwaliła mnie na łopatki, kiedy na propozycję Wika, że mógłby jej pomóc w remoncie kuchni, stwierdził, że to mogłoby być za duże zobowiązanie, a przecież ona nie lubi zobowiązań, bo przecież w ramach odwdzięczenia mógłby oczekiwać od niej na przykład orala z połykiem. Wiktuś niedowiarek, nie wierzył, że Kati mogłaby z połykiem, jest niesamowita.
Zastanawia mnie Julka, wie, że podpadła ojcu, że czeka ją jeszcze obiecana rozmowa, a ta jeszcze z nim dyskutuje. I coś mi się zdaje, że ona mu tak długo nie otwierała drzwi, bo próbowała się pozbyć zapachu papierosów z domu, cwaniara chciała zabić zapach papierosów jajecznicą, ale to chyba musiałaby ją sfajczyć, żeby uzyskać zamierzony efekt. Ale nic z tego Wiktor jest czujnym ojcem, zastanawiam się, jak on chce ją złapać na gorącym uczynku, będzie robił naloty znienacka, będzie ją śledził?
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że Wiktor może uważać, że jeżeli Julka czuje się już dobrze, to pomimo zwolnienia powinna pójść do szkoły i przyznam szczerze, że się z nim w tej kwestii zgadzam, nie spodobało mi się jednak, że miał takie wielkie pretensje do Gośki, że sama podjęła w tej sprawie decyzję i nie wysłała córki do szkoły, miała do niego dzwonić i pytać, to chyba lekka przesada. Poza tym ona ma rację, on dwa dni wcześniej przyszedł, zbił ich córkę, bez żadnych wyjaśnień i o zdanie jej jako matki nie pytał.
Nie powinna natomiast wysuwać pretensji pod adresem Wiktora gdzie spędził noc i z kim, to jego sprawa prywatna, nie są ze sobą, nie są małżeństwem, oboje mają prawo do sypiać z kim chcą.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takich rewelacji, że Julka mogła zrobić coś takiego, zachowała się bezmyślnie. Zamknięcie kolegi w szafie i zostawienie do następnego dnia to nie głupi koleżeński psikus tylko przemoc i znęcanie się. Ona nawet nie zdawała sobie sprawy za co obrywa. W pierwszej chwili pomyślałam, że Julka okłamała matkę, żeby postawić się w lepszym świetle, ale nie, ona naiwnie myślała, że to lanie to za kradzież pieniędzy Wiktorowi. Zastanawia mnie jej naiwność i głupota, myślała, że się nie wyda to co narozrabiała w szkole? No i sama się wsypała z tą kradzieżą, zdaje się, że Wiktor nawet tego nie zauważył.
Wkurza mnie zachowanie Julki, ona się zachowuje jakby to co zrobiła temu chłopakowi, to było nic, nie poczuwa się do winy. Przyznam szczerze, że zmroziło mnie , jak wyjawiła powód dla którego to zrobiła, bo go nie lubi, to straszne. Co będzie następnym razem jak uzna, że kogoś nie lubi, wypchnie z okna, zrzuci ze schodów, czy może jeszcze coś innego?
A zapomniałabym, wkurzyła mnie niebotycznie Gośka, Julka ukradła ojcu pieniądze, a ta chce mu za córkę zwrócić. Na głowę chyba upadła, kradzież to kradzież, nieważne, czy komuś obcemu, czy komuś z rodziny. Ma złodziej we własnym domu i zamiast wyciągnąć z tego konsekwencje i stanowczo nie godzić się na takie zachowanie córki, to ta chce jeszcze ponieść karę za nią. Dla mnie to nie do pomyślenia, to tak jakby mówiła, ze kradzież jest be i należy się kara, ale nie mojemu dziecku, należy powiedzieć, córeczko co prawda to nieładnie kraść , ale mamusia wszystko naprawi, ty nie musisz się niczym martwić. Cieszę się, że Wiktor nie wymierzył Julce takiej samej kary za kradzież jak za ten wyczyn w szkole, myślę, że ona już wystarczająco dostała i większą nauczką będzie dla niej to że musi sama zapracować na dług u ojca i to jeszcze podwójnie.
Pochłonąłem wszystkie rozdziały w 2 wieczory. Przeczytałbym w jeden, ale niestety żywot człowieka pracującego mi nie pozwala. Żałuję tylko, że tak szybko dobrnąłem do końca i czekam na dalsze części. ArrakurA
OdpowiedzUsuń