Pamiętaj! Czytasz = Komentujesz = Motywujesz!

Mój blog autorski znajduję się tutaj: http://takamilosc.blogspot.com/

niedziela, 21 sierpnia 2016

#16

Rozdział 13
Wystarczy mi dialog

Byłam bardzo mocno rozczochrana i zauważyłam to w chwili, gdy zjadłabym własnego włosa, który śmiał dotknąć mojej kanapki. Poza tym chciało mi się siusiu, ale bardziej byłam głodna, więc postanowiłam poukładać wszystko własnymi priorytetami. Wiktor marudził, że nie cierpi jedzenia w łóżku, że zupełnie tego nie uważa, ale jednocześnie też zagryzał przy tym kanapkę, więc nieco zalatywało od niego hipokryzją albo chęcią dostosowania się do sytuacji. W tym przypadku wolałam by to było to drugie.
Nie chcesz mnie czasami przeprosić za tę nieprzyjemność jaka mnie z twojej strony spotkała? – zapytałam i wsunęłam ostatni kawałek bułki do ust.
Wiktor zrobił taką minę jakby nie wiedział o co chodzi. Nawet lekko przerażony był.
Sama przecież chciałaś... do niczego cię nie zmuszałem.
Nie o tym mówię! – przerwałam mu i przy tym się uniosłam, bo przecież... ręce mi opadały, gdy odkrywałam jakimi ścieżkami podążają jego myśli. Te ścieżki były jakieś wyjątkowo kręte. Wolałam by myślał prosto!
A o czym?
O tym jak mnie poszarpałeś i...
Aaa – ucieszył się, dosłownie wyglądał jakby go to wspomnienie bawiło. – Sama byłaś sobie winna. Poza tym mogłem postąpić gorzej, mogłem odjechać.
Nie jesteś teraz miły.
Nie zawsze jestem miły, bo wolę być szczery. Niestety taka wado-zaleta. – Zjadł swoją kanapkę, patrząc spojrzeniem bez wyrazu na moją urażoną, niezadowoloną minę. – Ale mam nadzieję, że chociaż dzisiaj ci dobrze było w moim towarzystwie.
Było – przyznałam i poczułam wypieki na polikach. – Nie chcę byś sobie sądził, że...
Pamiętam, bez zobowiązań.
Tak, ale nie to chciałam powiedzieć.
Nie chcesz bym widział w tobie puszczalską, tak?
Szczerze, to mam w dupie twoje zdanie, ale tak, o to właśnie mi się rozchodzi.
Nie będę tak myślał. – Wzruszył ramionami. – Oboje jesteśmy dorośli...
Ja nie jestem – rzuciłam szybko, choćby tylko po to by zobaczyć jego minę.
Niemożliwe.
Możliwe, mam szesnaście lat – zapewniałam.
Nie kłam, bo nawet nie wyglądasz. – Uśmiechnął się łajdak jeden w taki sposób, że aż musiałam go zdzielić w ramie.
No ej! – krzyknęłam na niego. – W sensie, że stara jestem twoim zdaniem, tak?
Złapał mnie za nadgarstki i tak mocno za nie trzymał, ciągnąc jednocześnie do siebie, że aż byłam zmuszona uklęknąć na kolanach.
Może nie wyglądasz staro, ale... na szesnaście lat też nie wyglądasz – zapewnił z drwiącym uśmieszkiem.
Przełożyłam nogę tak, by wsunąć kolano między jego uda i na jednym z nich przysiąść.
Długo będziesz mnie tak trzymał?
Nie wiem, zastanowię się – odpowiedział ciągle się uśmiechając. – Myślę, że mógłbym cię polubić, wiesz?
Jesteś bezczelny! Dajesz mi do zrozumienia, że jeszcze mnie nie lubisz, tak?
Znów go rozbawiłam. Puścił moje nadgarstki i oparł się o poduszki, ale cały czas nie leżał, tak bardziej siedział. Zdecydowałam się na przybliżenie ust do jego brody i wysunięcie języka. Sunęłam nim tak długo aż znalazł się między ustami, przedarł przez zęby i dotknął podniebienia Wiktora. Nie wiedziałam czego mam się teraz po nim spodziewać. Nawet trochę się obawiałam, że mnie odepchnie, mówiąc, że to co było w nocy już minęło, że wtedy był pijany i inne takie dyrdymały. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Poczułam jak Wiktor mnie obejmuje. Jak jego dłonie błądzą po moich nagich plecach, a moje cycki ocierają się o jego lekko owłosiony tors.
Muszę siku – przypomniałam sobie i podzieliłam się z nim tą myślą, kiedy on już kładł dłonie na moich pośladkach.
I tak bym nie zdążył... nieważne, idź – niemal mi rozkazał, a potem kiedy już wstałam z jego ud i łóżka, to odnalazł na podłodze swoją koszulkę i nią we mnie rzucił. – I włóż coś na siebie! – krzyknął, ale ciągle uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Powiedz jeszcze gdzie masz piec! Obiecałem twojej mamie w nim napalić.
Właśnie go widzę. Jest przy kibelku! – odkrzyknęłam.
Nie spodziewałam się, że Wiktor od razu wstanie i weźmie się do roboty, ale jakoś szczególnie nie przeszkadzała mi jego obecność, gdy tak przechadzał się w samych rozpiętych dżinsach i gołej klacie, a ja w tym czasie podcierałam się papierem toaletowym na jego oczach.
W mieszkaniu nie było ciepło, ale zimno też nie było, bo matka paliła poprzedniego dnia do późna. Wiktor zabrał się za oprzątanie tego niewysokiego cyganka, a następnie za napełnianie go kartonami, gazetami i cienko porąbanym drewnem.
Masz ogień?
Mam, mam, mam, ale nie wiem czy dam – odpowiedziałam i z rozpędu udałam się do kuchni, zupełnie zapominając, że tam cały czas panowała pustka.
Wiktor poszedł za mną, stanął, opierając się ramieniem o ścianę i oznajmił:
Jakbyś potrzebowała pomocy przy remoncie, to... myślę, że masz mój numer.
Nie mam. Usunęłam po tym jak mnie tak okropnie potraktowałeś. Poza tym nie wiem czy chcę byś ty mi pomagał? Nie lubię zobowiązań, a to jawnie wyglądałoby na takie... przykład, położenie płytek za dwa orale z połykiem.
Zrobiłabyś to z połykiem? – zapytał poważnie, jakby zupełnie nie usłyszał moich poprzednich słów.
Nie wiem co ja sobie wtedy myślałam i co we mnie wstąpiło, ale zdecydowałam się na to, by paść przed nim na kolana, zsunąć jego spodnie do połowy ud wraz z majtkami i sięgnąć początkowo jedynie językiem do jego penisa, a potem otoczyć go całego ustami.
Rozumiem, że czeka mnie demonstracja – stwierdził i uderzył plecami o ścianę. Oparł się o nią.

***

Wiktor Gawryluk wyszedł z mieszkania Katriny dopiero popołudniu. Pozostawił na niej swoją koszulkę, uznając, że sama bluza mu wystarczy. Nie wystarczała bo mróz mocno dawał się we znaki i nawet ciepła kurtka przed nim słabo chroniła. Nie wracał się po samochód, czuł jeszcze alkohol w żyłach, więc nie byłby na tyle odważny, by w takim stanie prowadzić. Na piechotę dotarł pod blok, w którym mieszkała jego córka wraz ze swoją matką. Jak zwykle nacisnął na domofon, pomimo znajomości kodu.
Słucham? – usłyszał głos swojej córki.
Tata – odpowiedział, by wiedziała z kim ma do czynienia i poczekał aż zwolni blokadę.
Powoli przemierzył schody i dotarł pod drzwi. Zdziwił się, że nie były otwarte. Zastukał więc i odczekał chwilę... dłuższą chwilę.
W końcu Julia otworzyła ojcu i wpuściła go do środka. Następnie powróciła do kuchni, gdzie smażyła na patelni jajecznicę.
Mamy nie ma? – zdziwił się i po zdjęciu odzieży wierzchniej oraz obuwia zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukał lub wypatrywał.
Okno było otwarte więc dało mu to do myślenia, ale na temat palenia postanowił się jeszcze nie odzywać, przynajmniej dopóki nie złapie dziecka na gorącym uczynku.
Nie ma, musiała wyjść.
Dokąd?
Do pracy, ale wróci zaraz, bo na dziesiątą ją wezwali, tylko na kilka godzinek.
To pewnie niewyspana będzie – stwierdził, wiedząc, że Gośka była w nocy na jakieś dodatkowej fusze. – Zapalę na balkonie, zjedz sobie spokojnie.
Wsparł łokcie na barierkach i delektował się smakiem ostatniego papierosa, strzepując popiół do pudełeczka, by czasami nie naprószyć nim ludziom na głowy. Dostrzegł Małgorzatę jak wracała z pracy, więc od razu zdecydował się na to, by przejść do korytarza i otworzyć jej drzwi.
Zmywa się po sobie – rzucił w stronę kuchni, gdzie Julka odkładała talerz do zlewu.
Potem – odpowiedziała.
Nie potem, tylko teraz, raz, raz.
Ale dlaczego nie potem? – zapytała i spojrzała na ojca wyczekująco i z pretensją jednocześnie.
Może dlatego, że twoja matka nie lubi syfu i jak ty tego nie zrobisz, to ona to zrobi za ciebie, a wydaję mi się, że dzisiaj już zrobiła dość.
Jakby nie chciała, to by nie zmywała, więc...
Więc ze mną nie dyskutuj – przerwał ostrzej. – Powiedziałaś jej chociaż co nawyczyniałaś czy nie?
Julia wzruszyła ramionami, a Gosia weszła do domu i położyła drobne zakupy na komodzie stojącej pod wieszakiem.
Jesteś wcześniej – powiedziała do Wiktora. – Cześć tak w ogóle.
Cześć. – Zmarszczył brwi i sięgnął do siatki. – Rozpakuj – rozkazał córce i przeniósł reklamówkę na stół kuchenny. Wskazał Gośce kierunek, a kiedy przestąpiła próg pokoju to ruszył za nią i zamknął za sobą drzwi. – Jak było w pracy?
Nie za fajnie, ale przynajmniej od ręki zapłacili. Kierownik tworzył nieprzyjemną atmosferę.
Zazwyczaj taka jest jego rola – pozwolił sobie zauważyć. – Dlaczego Julki nie było dzisiaj w szkole?
Ma zwolnienie, więc...
Więc? Nie wygląda już na chorą.
Ale ma zwolnienie.
Nie przekonuje mnie ten argument, wiesz? – Usiadł w fotelu i poprawił serwetkę, która leżała na ławie. – Jestem ojcem tego dziecka, nie podoba mi się, że podejmujesz decyzje sama.
Sama?! – wykrzyknęła zbulwersowana i zdenerwowana usiadła na pufie dokładnie naprzeciw niego. – Wczoraj to ty podjąłeś decyzję sam. Wpadłeś tu i nawet nie zapytałeś co o tym myślę. Po prostu zrobiłeś co uważałeś i wyszedłeś, a dziś przychodzisz do mojego domu za wcześnie, we wczorajszym ubraniu i bez koszulki – zauważyła, bo zamek bluzy zsunął się do połowy klatki piersiowej.
Gawryluk nawet nie trudził się zasunięciem suwaka bardziej pod szyję.
Rozmawiamy o Julce czy kłócimy się o to gdzie spędziłem noc?
Śmierdzisz kacem, więc pewnie zamiast być przy rodzinie, to balowałeś gdzieś i skończyłeś u jakieś kurwy!
Nie mów tak o niej! – wydarł się na tyle głośno, że meble zdawały się zatrząść.
Czyli jednak!? – podłapała.
To nie twoja sprawa z kim sypiam.
Moja, bo jesteś ojcem mojego dziecka!
I właśnie o tym dziecku chciałbym dzisiaj porozmawiać, a nie się z tobą wykłócać o nieważne sprawy! Mam prawo sobie poukładać życie.
Chcesz sobie z nią już układać życie?
Już? Nie wiesz czy tylko z nią sypiam, czy z nią jestem i od kiedy, więc nie masz prawa mówić już i oceniać, że to za szybko. Gośka, przecież, kurwa, jesteśmy dorośli, tak? – zapytał. – Julka powinna chodzić do szkoły i to nie gdy skończy się zwolnienie, ale gdy się dobrze czuje lub gdy nie czuje się na tyle tragicznie, by leżeć w łóżku. Naucz ją jakieś obowiązkowości, konsekwencji, wytrwałości, a nie głaskasz ją po główce i na wszystko pozwalasz.
Wychowuje się bez ojca, więc staram się jej to wynagrodzić.
Nie wychowuje się bez ojca! Ja cały czas tu jestem jakbyś nie zauważyła! Poza tym wyglądasz na przemęczoną i gdy chcesz odpocząć, to jej nie wynagradzaj mojego wyimaginowanego braku głaskaniem po główce, tylko po prostu zadzwoń, a ja ją wezmę do siebie.
Po co? Po to by ją bić?
Chyba nie powiedziała ci za co dostała, skoro uznajesz, że niesłusznie.
Powiedziała. Buchnęła ci pięć dych.
Słucham? – zapytał, nie kryjąc swojego zaskoczenia. – Ja ci chyba wspominałem, że dzwonili do mnie ze szkoły, prawda? Naprawdę sądzisz, że chcieliby mnie powiadomić o tym, że moje własne dziecko mnie okrada? Nie sądzę – dorzucił sarkastycznie i spojrzał w stronę drzwi. Dosięgnął klamki na siedząco i uchylił je. – Julia, chodź do nas! – krzyknął, a potem wsparł się łokciem na podłokietniku fotela i wygładził środkowym palcem jedną swoją brew.
Trzynastoletnia brunetka weszła do pokoju, a ojciec od razu postanowił ustąpić jej miejsca, a przynajmniej ją przepuścić, by zasiadła w drugim z foteli.
Siadaj – polecił.
Wolę obok mamy.
Nie pytam się o to co wolisz. – Pochwycił ją za ramie zanim ruszyła w przód i nakierował na lewą stronę. – Powiedziałem, siadaj.
Julka usiadła, ale ani trochę jej się nie podobało, że znajduje się tak blisko swojego ojca, zwłaszcza, gdy ten też zajął miejsce.
To tak na samym wstępie i dla wyjaśnienia, to wcale, ale to wcale nie chodziło o ukradzione pięćdziesiąt złotych, aczkolwiek bardzo mi się nie podoba, że moje własne dziecko mnie okrada, ale o tym to sobie porozmawiamy później. Wczoraj zadzwoniła do mnie twoja, Julka nauczycielka i wiesz co mi powiedziała?
Nie.
Na pewno?
No.
Powiedziała mi, że moja chora córka, która nie chodzi do szkoły, zamknęła jednego z uczniów w szafie w jakimś kantorku W-F-istów i gdyby nie to, że jeden z nich wrócił się po telefon, to ten chłopak by tam siedział do rana i mógłby się, kurwa, nawet przez twoją głupotę udusić! – krzycząc spojrzał na Julkę, a następnie zerknął na Małgorzatę. – Teraz wszyscy wiemy o co chodziło, tak?
Gośka przytaknęła.
To dobrze, że już wiesz. A ty – tu spojrzał na Julkę i ciągnął dalej – wiedz, że gdybym miał więcej czasu wczoraj, to zrobiłbym ci dokładnie to samo, byś zobaczyła, że to nie jest przyjemne, a dopiero potem bym ci przylał, dla utrwalenia.
Julka, ty naprawdę...
Nie lubię go – odpowiedziała jakby na swoje usprawiedliwienie.
Ja nie lubię co dziesiątego człowieka mijanego na ulicy, a jednak nie zamykam ich w żadnych komórkach! – wrzasnął, pochwycił córkę za ramię i zaczął się nad nią roztrząsać, jednocześnie gestykulując otwartą dłonią przed jej twarzą. – Jak tak dalej będzie, to na żadną wycieczkę nie pojedziesz i od dzisiaj zaraz po szkole masz być w domu, i nie ma potem żadnych wyjść. I nawet nie próbuj mnie oszukać, bo ja będę to sprawdzał. Wystarczy, że raz cię nie zastanę. Raz – zaznaczył. – Jeden raz, a będziesz miała powtórkę z wczorajszej rozrywki! Skończyła mi się cierpliwość, Julka. – Oparł się wygodnie o oparcie fotela i spojrzał na Małgorzatę. – Chcesz coś dodać?
Nie, chyba właśnie... zatkało mnie.
Mnie wczoraj też, uwierz. – Splótł ręce na piersi i spojrzał na córkę. – A ty chcesz coś powiedzieć?
Pokręciła głową.
W niemowę się bawisz!? – ryknął. – Do siebie, natychmiast. – Wskazał na drzwi pokoju. – A ja tam zaraz przyjdę – dopowiedział.
Wiktor... – szepnęła Gośka, zanim Julia zamknęła za sobą drzwi.
Dziewczynka więc zdecydowała się pozostawić je uchylone.
Tak?
Chyba już wystarczy. Nie ma co przesadzać.
Ja przesadzam? Czym? Tym, że próbuję ją wychować?
Nie chcę byś jej znowu coś zrobił.
A co ja jej robię? – zapytał i wyczekiwał odpowiedzi.
Dobrze wiesz o czym mówiłam.
Wiem, ale nie pozwolę, by mnie własne dziecko okradało. Jak na coś potrzebuje i coś chce, to ma powiedzieć, a nie sięgać po cudze jak po własne.
Mam ci oddać te pieniądze!?
Nie, ty nie! Ale ona tak i to podwójnie. Jeśli nie chcesz nie będę z nią dzisiaj o tym rozmawiał, ale do jutra niech wymyśli sposób jak je zarobić i ma przeprosić tego kolegę co mu taką krzywdę wyrządziła i najlepiej publicznie, przy całej klasie. Skończyłem. – Wstał i w skrajnych emocjach, czując pulsowanie wrzącej krwi w żyłach, zdecydował się na opuszczenie mieszkania.

***

Wiktoria przyszła do mnie po to bym zdała jej relacje z mojej nocy spędzonej u boku Fałszywki. Piłyśmy przy tym wino z gwinta, bo nie chciało nam się tracić czasu na poszukiwanie kieliszków.
Był cholernie delikatny – zaczęłam. – Naprawdę nie spodziewałam się po nim tego. To była przyjemna odmiana, ale... gdybym tak miała na co dzień, to bym się w tym łóżku zanudziła.
Myślisz, że umie być ostrzejszy?
Ne pewno. W to akurat nie wątpię. Nie wiem tylko czy chcę to sprawdzać. Jest ode mnie sporo starszy, a ja nadal mam męża.
Sumienie ci się włączyło.
To nie sumienie. To cuś zupełnie innego, cholernie niewygodnego i... – przerwałam bo ktoś dobijał się do moich drzwi, a sąsiad jazgotał na klatce o tym, by na domofon dzwonić też do tego co ma się dla niego przesyłkę. – Zamknij się sąsiad! – krzyknęłam. – Nie płosz mi kuriera, jak ci coś, kurwa, nie pasuje i masz problem, to do przyjaciółki napisz – dodałam. – A pana przepraszam, ale to bezrobotny alkoholik jest i nie ma nic lepszego do roboty.
Nic się nie stało – odpowiedział pan w dżokejce z sześcioma długimi różami w dłoni. – To dla pani, proszę tylko pokwitować.
Sąsiad ciągle tam coś klął pod siwym wąsem, ale szybko schował się do domu, a ja odebrałam moje kwiatki i pochwaliłam się nimi Wiktorii.
Widzisz jak mnie ktoś kocha? – zapytałam moją przyjaciółkę.
Ciemna blondynka odnalazła bilecik i wyczytała z niego:
Przepraszam.
Pewnie Gracjan – stwierdziłam i odetchnęłam zirytowana, ale potem poczułam dziwną ulgę, że mimo wszystko ciągle mam przyjaciela.
Oskar – sprowadziła mnie na ziemię. – Są od twojego męża – dodała, widząc, że ja nie ogarniam i sądząc, że potrzebuję dodatkowych wyjaśnień.
Wiem jak ma na imię mój mąż – warknęłam i udałam się na poszukiwanie wazonu. – Jedno przepraszam niczego nie zmienia, ale kwiatki są ładne i trzeba dać im pić.
Ledwie nalazłam wody do wazonu, a już poczułam wibracje w kieszeni dresowych spodni. Okazało się, że to Fałszywka napisał. Proponował kawę i przy okazji dawał mi swój numer telefonu, sądząc, że naprawdę mogłam go usunąć.
Uśmiechnęłam się pod nosem i odpisałam:
Dziś czy jutro?
Kiedy chcesz, dostosuję się.
Chcę i dziś i jutro!
Dobrze. Podjadę za... godzinę?
Dwie i pół, teraz piję wino, a muszę się jeszcze ogarnąć.
Wcale nie musisz się ogarniać, widziałem cię już nieogarniętą. Nie bój się, nie wystraszę się.
Przewróciłam oczami i uznałam, że tym razem wcale, ale to wcale nie był miły, choć pewnie usiłował.
To w takim razie za półtorej godzinki ;-) – odpisałam.
A jutro to rano, rano, to mnie przy okazji też do pracy zawieziesz! – napisałam kolejnego SMS-a i kliknęłam wyślij.
Skoro nie jesteś nim zainteresowana tak na dłużej, to po co się z nim umawiasz? – zapytała Wiktoria zerkając przez moje ramię.
Podałam jej wazon z wodą i poczekałam na to aż włoży do niego kwiatki. Następnie poinstruowałam ją, że ma je położyć na stoliku u mnie w pokoju.
Dla zabicia czasu się z nim umawiam. On też nie jest mną zainteresowany.
Skąd wiesz?
Wiem i już. Po prostu tak czuję.
A przystojny jest chociaż?
Przeciętny. Przypomina mi Araba.
Araba?
No, ma taki zarost. Jak sobie wyobraziłam go w turbanie takim na głowie, to wypisz, wymaluj Arab.
Wiktoria nie wiedzieć czemu, ale się zaśmiała z mojej wyobraźni, dopiła swoje wino i poszła do domu, bo i tak musiała zająć się Kasią, bo babcia już za długo się nią zajmowała, a była to jednak starsza osoba i nie miała już tyle siły.
Szybko się ogarnęłam, ale tylko tak z grubsza, czyli przepłukałam zęby, uczesałam włosy w koński ogon i zdecydowałam się na lekki makijaż składający się z pudru w kremie i maskary na rzęsy.
Wyszłam przed dom w dresowych spodniach, żółtej bluzie wciąganej przez głowę i srebrnej, sportowej kurtce, która przypominała skafander kosmiczny, tak samo połyskiwała. Na stopach jednak znów miałam te niewygodne, ale ładne glany na szpilce, tym razem jednak wplotłam w nie żółte sznurówki.
Cześć – usłyszałam za swoimi plecami i jednocześnie ujrzałam ciemność, bo ktoś zasłonił mi oczy swoimi dłońmi.
Cześć Fałszywko – odpowiedziałam, odwracając się i jakoś tak samoistnie zarzuciłam ręce na jego kark.
Kiedy w końcu przestaniesz mnie tak nazywać? – zapytał, kładąc dłonie na moich biodrach.
Nie odpowiedziałam, bo pochylił się i musnął mnie w czoło.
Jedziemy do Ratuszowej – zapowiedział i wskazał mi kierunek na parking.
Jak dobrze, że jesteś samochodem. Nie doszłabym tam w tych butach.
Zaniósłbym cię, jakby była taka potrzeba.
Dałbyś radę? – zdziwiłam się.
Spojrzał na mnie, zmierzył od stóp po czubek kiteczki i odpowiedział:
Spokojnie, osiemdziesiąt kilo nie jest mi straszne.
Ile!? – udałam jawne oburzenie. – Nie odzywaj się już do mnie – zapowiedziałam i trzepnęłam go w ramię. – Za to wisisz mi dwa ciastka.
A co, chcesz dobić do setki?
Wiktor! – warknęłam i aż się zatrzęsłam ze zdenerwowania.
Dobrze, już dobrze, już nie będę. – Położył dłonie na moich ramionach i mną potrząsnął, a potem otworzył przede mną drzwi swojego Jeepa. – Wynagrodzę ci te żarty w naturze – dodał, puszczając do mnie oczko, a potem zamknął drzwi i obszedł samochód przed maską, by móc zasiąść za kierownicą.
A ty wiesz, ze to wcale nie byłby taki głupi pomysł? – zapytałam, kiedy przekręcał kluczyk w stacyjce.
Dobicie do setki w myśl kochanego ciała nigdy za wiele?
Nie! – krzyknęłam. – Chodzi mi o wynagrodzenie w naturze, wtedy zostałbyś na noc i nie musiałbyś specjalnie rano przyjeżdżać, by móc wypić ze mną kawę i zawieźć mnie do pracy. Kawę wtedy wypilibyśmy u mnie, ty byś zrobił. No ale wiesz, po tym twoim ostatnim tekście, to byś się musiał bardzo tak naturalnie wystarać, by wykupić wszystkie swoje winy.
Proponujesz mi nockę?
Może.
Co na to twoja mama?
Nie wiem, jeszcze jej dziś nie widziałam, ale nie sądzę, by miała coś przeciwko.
Naprawdę? – uśmiechnął się i wydawał być mocno zaskoczony.
No i oczywiście nadal bez zobowiązań. By jedynie pijamy z sobą kawy, jemy ciastka i się pierdolimy.
Nie wiem czy tak umiem – wyznał, parkując nieopodal ratusza, skąd było już naprawdę niedaleko do Ratuszowej. – Ja jednak przywiązuję się do ludzi.
Jak pies?
Zaśmiał się.
Nie wiem czy jak pies, ale po prostu... przywiązuję się.
Więc możemy być przywiązani do siebie, ale bez zobowiązań. Jak taka para kumpli.
Przyjaciół brzmi znacznie lepiej, bo kumpli, to mi się od razu z pedałami kojarzy.
A nie lubisz w dupu dupu?
Co? – zapytał, a potem się zaśmiał i jakby nieco przy tym też załamał, bo odwrócił ode mnie głowę i wsparł czoło na szybie.
Tylko zapytałam – odpowiedziałam oburzona jego reakcją. – W ogóle gdybym wiedziała, że idziemy do kawiarni, a nie na przykład na CPN, to bym się inaczej ubrała.
Naprawdę sądziłaś, że zaprosiłbym cię na kawę na stację benzynową?
Ja lubię kawę ze stacji.
W takim razie będę ci czasami taką przywoził.
Czasami?
Czasami.
Nie rozpędzaj się tak. – Wysiadłam i zamknęłam za sobą drzwi. – Albo... rób co chcesz, tylko pamiętaj, że ja się w tobie nie zakocham, nie obdarzę cię żadnym uczuciem, ani nic w ten deseń.
Dlaczego?
Bo nie umiem.
Dobrze, zrozumiałem, ale nie odstrasza mnie to. Na dzień dzisiejszy i przez najbliższy czas wystarczy mi sam dialog.
Co?
Rozmowa jest znacznie ważniejsza w związku niżeli motylki w brzuchu. Łatwiej żyć z kimś ciekawym i interesującym, z którym chce się rozmawiać, niż kochać kogoś z kim nie umie się zamienić kilku zdań na tydzień bez podniesienia sobie wzajemnie ciśnienia.
Już raz podniosłam ci ciśnienie – przypomniałam z szerokim uśmiechem.
Ja myślę, że nie tylko raz, jeśli chodzi o to nienegatywne podniesienie.
Spojrzałam na niego, a on puścił do mnie oczko.
Przyznaj lepiej od razu, że podoba ci się mnie pieprzyć, a nie wciskasz lewe bajery.
Kati, Kati, Kati, zapraszam – wskazał na to wejście po stromych schodach, które prowadziło do Ratuszowej.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

#15

Rozdział 12
Wspólna noc i niesamowity poranek

Wiktor Gawryluk składał gratulacje koledze z pracy, gdyż Sebastianowi właśnie narodził się synek. Chłopiec pośpieszył się, zaskakując tym rodziców. Na szczęście poród nie był na tyle przedwczesny, by dziecię miało konieczność leżenia w inkubatorze. Ojciec chłopca już zaplanował opijanie malucha, sugerując, że i tak nie wpuszczą go o tak późnej porze na oddział szpitalny. Wiktor przyznał mu rację, choć niekoniecznie byłby zdolny postąpić tak samo. On gdy rodziła się Julia, zerwał się z testu na prawo jazdy, mając głęboko w poważaniu, że będzie musiał ponownie za niego zapłacić. Sebastian jednak był inny i nie czekając ani chwili dłużej, zaczął zapraszać kolegów na kilka głębszych.
Ja muszę dziś iść do Gośki – zaczął tłumaczyć się szatyn. – Muszę z małą się rozmówić.
Uuu – skomentował ciemny blondyn. – Brzmiało groźno – dodał z lekkim uśmieszkiem.
Bo to co nawyczyniała, to... – pod wpływem napływu nagłej nerwowości aż się zapowietrzył, zacisnął zęby do granic możliwości i zamilkł. – Młody podrośnie, to sam zobaczysz jak to jest – dodał i oddalił się na kilka kroków, wcześniej przepraszając i podnosząc telefon komórkowy do ucha.
Okazało się, że to właśnie Małgorzata dzwoni, prosząc go, by jeśli to jest możliwe, to przyszedł jutro, a nie dzisiaj, bo jej wpadła dodatkowa fucha, jakieś rozłożenie towarów, a chciałaby być obecna przy jego i Julii rozmowie.
Oczywiście – odpowiedział. – Rozumiem – dodał.
O której byś jutro był?
Tak byś zdążyła się wyspać. W południe albo lepiej popołudniu.
Tak po piętnastej?
Dobrze – przytaknął, lekko się uśmiechnął choć nie mogła tego zobaczyć, a potem pożegnał się i rozłączył.
Powrócił do kolegów z pracy, sugerując, że jednak idzie z nimi opijać małego Milana. W ten oto sposób Gawryluk znalazł się w klubie, w którym śmierdziało starością, dymem tytoniowym i rozlanymi na bordową wykładzinę alkoholami. Siedział w loży nieopodal balu i wlewał w siebie kolejny kieliszek, tego dnia już czwarty.
Skąd wyście mu to imię wytrzasnęli? – zapytał w końcu przyjaciela.
Danka się uparła. Dla dziewczynki ja bym wybierał – odpowiedział blondyn.
I jakbyś wybrał?
Nie zastanawiałem się, bo od początku było wiadomo, że to chłopak. Czuła to.
Pewno to zaplanowała – zażartował Gawryluk i sięgnął po kolejny kieliszek, bo inny jego kolega już dawno polał obecnym.
U was od początku było, że Julia?
Szatyn pokręcił głową i zapatrzył się na tańczące pary, które w pijanym rytmie potakiwały do wygrywanej przez zespół muzyki. To była największa atrakcja tego miejsca – muzyka na żywo i choć była stricte amatorska, to jednak przyciągała zarówno dorosłych w średnim wieku, jak i starszych oraz młodzież, a nawet kilkuletnie dzieci, które przychodziły tam z rodzicami, by nauczyć się grać w bilarda lub porzucać rzutkami do celu, ewentualnie pobiegać z innymi dziećmi za kolorowymi balonami. Gawrylukowi zawsze klimat tego miejsca kojarzył się z małym, typowo polskim weselem.
Nie byliśmy zgodni i zapytaliśmy moją matkę ni z tego, ni z owego, by podała jakąś literę. Podała J i najpierw chciałem Jaśka, ale Gośce się nie podobało. Chciała Julka, to przystanąłem na to, że albo Julian, albo Julia, no i urodziła się Julia.
Boże, ty masz takie duże dziecko, a ja będę miał w domu takiego malucha – uświadomił sobie nagle blondyn, czym rozbawił całą obecną w loży szóstkę mężczyzn, bo każdy z nich miał już dzieci, tak zwane odchowane z najgorszego.
To wcale tak nie jest – stwierdził Wiktor. – Jak dzieci są małe, to się chce je zjeść, bo są takie słodkie, a jak dorosną, to potem człowiek żałuje, że się nie pokusił o to zgryzienie.
Ty, co ona nawywijała? – podpytywał polewający brunet.
Chora jest, na lekcje łazić nie może, ale broić to do szkoły łazi. Dziś to myślałem, że ją rozszarpię normalnie, gdy z tej szkoły wyszedłem. – Szatyn chwycił za kieliszek, przechylił go i być może dalej powiedziałby coś więcej na temat córki, gdyby nie usłyszał obok siebie znajomego głosu, witającego się z nim oryginalnym:
Cześć fałszywko, z tej strony oryginał.
Wejrzał się na brunetkę, której włosy były tak mocno rozczochrane, że zdawało się ich być trzy razy więcej, ale za to bardzo mocno pasowały do stroju – niechlujnie zapiętej sukienki, wykonanej z flaneli i na dodatek w czerwono-granatową kratę.
Cześć, Katrino – odpowiedział z uśmiechem, który zdradzał lekkie skrępowanie.
Koledzy Wiktora podnieśli znaczące głosy, niektórzy nawet gwizdy, a potem dopytywali skąd ich kumpel zna taką pannę.
No coś ty, Wiktorku? Nie pochwaliłeś się kolegom? – nie dowierzała.
Świat nie może być taki mały – szepnął boleśnie, spuścił głowę i nią pokręcił.
Kati wykorzystała ten moment, by podejść bliżej. Stanęła z boku loży, obok znajomego mężczyzny i położyła swoją rękę na jego karku, jednocześnie poklepując po ramieniu.
Dlaczego nie? – zapytała. – Spotkaliśmy się już na parkingu i u ginekologa – dodała i tym razem poklepała mężczyznę po zarośniętym policzku. – Nie pochwalił wam się jaki numer wywinął?
Nie – odpowiedzieli niemal chórem.
Wasz kolega czasami lubi się przebierać.
Nie mów im tak, bo jeszcze sobie coś zupełnie innego pomyślą – warknął nieprzyjemnie.
Pan fałszywka ma humorki. – Zrobiła oburzoną minkę i przestała wisieć na niemal nieznajomym.
Po prostu miałem na sobie kitel lekarski – sprostował Gawryluk, ale koledzy już go zupełnie nie słuchali.
Napijesz się? – zapytał Sebastian. – Syn mi się urodził. Milan – pochwalił się.
Ale zajebiście, oryginalnie – stwierdziła z wesołym, szerokim uśmiechem. – Polej, polej – rozkazała. – A ty się posuń – rzuciła do Wiktora i zrobiła miejsce nie tylko dla siebie, ale także dla swojej koleżanki.
Młoda i szczuplutka Ania przywitała się skromnie z całą siódemką mężczyzn, z których wszyscy byli ubrani podobnie – albo w najzwyklejsze T-shirty i rozpinane na zamek bluzy albo w bluzy wciągane przez głowę, ale wtedy bez kaptura, i do tego proste dżinsy.
Katrina – przywitała się brunetka po wypiciu pierwszego kieliszka. Przedstawiła także swoją koleżankę. Zaczęła wyciągać dłoń do każdego z panów i starając się zapamiętać ich imiona, zaraz po ich usłyszeniu je powtarzała. – Czekajcie... Witek, Seba, Krzysiek, Adam, ty to jesteś Wiktor, ciebie to znam. No i dalej już nie pamiętam – udała autentycznie zmartwioną.
Olek i Tom – podpowiedział świeżo upieczony ojciec.
Aha, to ja się już postaram zapamiętać – zapewniła cały czas się szczerząc.
Ja za nią przepraszam, ona już dzisiaj za dużo wypiła – odezwała się Ania.
Ja ją widziałem trzeźwą – szepnął do blondyny, nachylając się tak, że Kati przyciskał do oparcia, gdyż jego ramie ocierało się o jej biust. – I uwierz mi, nie ma za dużej różnicy – dodał wesoło, za co spotkało go mocne trącenie właśnie w to ramie.
Nie mów tak źle o mnie! – obruszyła się. – Macie wrednego kolegę – oznajmiła wszystkim obecnym i wyśpiewała refren dobrze znanej wszystkim piosenki, w którym kobieta żądała od faceta, by do niej przyszedł i pomalował jej świat na żółto i na niebiesko. – Fałszywka umie tańczyć?
Chodź – rozkazał i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, to on już wstał i opuścił loże, wyciągając po dziewczynę swoją dłoń.
Ale ja tylko tak zapytałam.
A ja zamierzam ci pokazać w autopsji.
Ale ja nie mogę tutaj tak Ani zostawić.
Możesz, idź – rozkazała blondyna i pchnięciem zachęciła koleżankę do wstania.
Zemszczę się – warknęła pod nosem i przez zaciśnięte zęby Katrina, po czym ruszyła przed Gawrylukiem. – Uprzedzam, że cię podepczę, bo za dużo dziś już wypiłam – wypaliła odwracając się do mężczyzny.
Ja tak cię poprowadzę byś nie podeptała! – krzyknął, bo w miejscu, w którym byli, muzyka była znacznie głośniej słyszalna niż w lożach umiejscowionych przy barze.
Sama się mogę prowadzić, psem nie jestem!
Nie wspomniałem o smyczy – odparł, przybliżając się do niej i pochylając głowę tak, że niemal wyszeptał jej to do ucha. Chwycił pewnie za dłonie i okręcił w taki sposób, by przywarła plecami do jego klatki piersiowej, a potem na powrót okręcił tak, by stała dokładnie naprzeciw niego. – Nie spodziewałem się ciebie tu spotkać – zagadnął w tańcu.
Czemu nie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Ja lubię takie klimaty dla takich starszych ludzi, dla takich no wiesz? No takich w twoim wieku.
Zaśmiał się i ani trochę nie poczuł urażony. Obserwował jak śmieją się jej usta, ale jak bardzo smutne ma oczy. Niespodziewanie muzyka przestała grać, a on zbliżył dłonie do jej twarzy, chciał odsunąć niesforne kosmyki za uszy, ale uczesanie było tak bardzo sztywne przez potraktowanie lakierem, że nie miał możliwości tego uczynić.
Nie psujaj – zganiła go i smagnęła dłonią po łapach. – Rąsie precz – dodała jeszcze bardziej rozbawiona, ale i jego tym bawiła.
Musiał przyznać, że jej towarzystwo skutecznie poprawiało mu humor.
Do baru – wydał polecenie i wskazał kierunek.
Kto pierwszy ten lepszy! – krzyknęła uradowana i pobiegła.
Rzucił się za nią i do barmanki dotarli niemal równocześnie, zamawiając piwo na przepitkę i po dwie setki.
Upijesz się – stwierdził, wychylając zawartość jednego kieliszka jako pierwszy.
Ty nie? – zaczepiła i poszła za jego przykładem, z tą różnicą, że on popijał piwo wprost ze szklanki, a ona siorbała przez kolorową słomkę.
Usłyszeli dobrze znaną im melodie, starej piosenki, o tytule Przeżyj to sam i niemal jednocześnie zadecydowali:
Pijemy i lecimy!
Wypili szybko, ledwie przy tym powstrzymując odruch wymiotny. Nawet nie zawracali sobie głowy przepijaniem, a już pognali w kierunku staromodnego parkietu, by po trzech odtańczonych piosenkach zdecydować się na papierosa.
Moje są na stole – powiedział do Katriny, gdyż ta zaoferowała się, że sama po nie pójdzie.
Skierował się do baru po szklanki piwa i podążył do wyjścia, gdzie zwykle dużo osób przesiadywało na murowanym parapecie, ale też nieopodal niego lub po prostu siedząc na schodach. Było tam chłodniej niż w pomieszczeniu, mniej duszno i nie tak nadymione, gdyż lufciki wysokich okien, niezależnie od pogody, pozostawały otwarte. Tego dnia jednak nie było tam nikogo, bo był to środek tygodnia, a nie weekend.

***

Poszłam po te papierosy i swoją zapalniczkę. Torebki jeszcze nie brałam, bo Anka mi jej pilnowała i nigdzie się nie wybierała. Świetnie jej się gadało z Olkiem i Sebą, między którymi się wcisnęła, i starała podzielić na nich swoją uwagę.
On do nas jeszcze wróci? – dopytywał blondyn.
Wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową.
Nie mam pojęcia, ale szybko wam go nie zwrócę. Świetnie tańczy. – Zaśmiałam się i papierosy włożyłam do dużej kieszeni, którą miałam na lewej piersi, wcześniej wsuwając do pudełka swoją zapalniczkę.
Anka wstała i szarpnęła mnie za ubranie, bym się do niej nieco przybliżyła.
Co? – zapytałam, starając się przekrzyczeć muzykę, która stała się jakby głośniejsza albo być może to ja po alkoholu otrzymałam od Pana Boga w darze wyostrzony słuch.
Jest od ciebie dużo starszy – oznajmiła.
Wiem – odpowiedziałam i ponownie wzruszyłam ramionami niczym niewiniątko. – Ja się tylko z nim bawię – zapewniłam, dając tym samym do zrozumienia, że między mną, a Wiktorem do niczego nie dojdzie.
Wyszłam za drzwi klubu, na zaniedbaną, zaśmieconą, ale jasną klatkę schodową. Ludzie tu nie mieszkali, była jedynie jakaś szwalnia i poniżej bawialnia dla dzieci, ale to za dnia, a nie w środku nocy.
Nie masz dziś humoru – stwierdził, wyciągając dłoń po swoją paczkę papierosów.
Czemu nie?
Tak sądzę – odpowiedział i poczęstował mnie. – Nie wiedziałem, że palisz.
Tylko gdy piję – wyjaśniłam. – Też nie wyglądasz na kogoś skaczącego z radości pod sam sufit. – Wsunąłem papierosa do ust i czekałam aż mi odpali. Nie zrobił tego, jedynie podał zapalniczkę, moją, tę co ją wcześniej wsunęłam do pudełka jego szlug.
Życie jak życie – skomentował i obserwował jak zaciągam się nikotynową trucizną.
Tu masz rację Witek.
Wiktor – poprawił.
A jak ja powiedziałam? – zapytałam, przekazując mu ognia.
Witek.
Sorry – przeciągnęłam. – Wina alkoholu.
Domyślam się – przytaknął, ale to nie przeszkadzało mu wskazać wzrokiem na dwie wysokie szklanki niemal pełne, ale już nieco wygazowanego piwa.
Fałszywka dziwnie mnie onieśmielał. Niby nie miałam oporów, by do niego coś powiedzieć, by z nim zażartować, dotknąć go w tańcu w znaczący sposób, ale jednak był inny niż mężczyźni, z którymi dotychczas miałam do czynienia. Przede wszystkim był starszy, dojrzalszy, pewniejszy siebie, ale przy tym nie noszący dupy wyżej niż głowy.
Chcę usiąść – zakomunikowałam i nawet próbowałam podskoczyć do tego parapetu, ale alkohol właśnie dawał mi się we znaki tak mocno, że wszystko mi się plątało – nogi, słowa, nawet oczy zdawały się skakać we wszystkim kierunku, bo obraz się rozmazywał.
Chodź. – Położył dłonie nad moimi biodrami, lekko ścisnął i uniósł tak, że nogi miałam w powietrzu.
Po chwili moje pupa zetknęła się z zimnym, betonowym parapetem, a ja oparłam potylice o jeszcze zimniejszą szybę w nadziei, że przez to choć trochę przetrzeźwieję. Nagle coś głupiego przyszło mi do głowy i przez ten pomysł chwyciłam Wiktora za do połowy zapiętą bluzę. Przyciągnęłam go do siebie, a przynajmniej usiłowałam to zrobić. Pewnym było, że gdyby mi nie ustąpił, to by mi się to nie udało, ale on przystał na ten pomysł. Jego usta otarły się o moje rozwarte wargi. Język delikatnie przedarł się przez siekacze, ale wcale nie miałam ochoty ugryzieniem go stamtąd wypraszać.
Pocałunek był krótki, nawet się na dobre nie rozkręcił, jakby żadne z nas nie było pewne na ile może sobie pozwolić. Wiktor zamaskował zmieszanie sięgając po szklankę piwa i wypijając całą jej zawartość. Pomimo że byłam już mocno pijana poszłam za jego przykładem. Dalej film mi się lekko zerwał, ale odzyskałam świadomość, gdy się ze wszystkimi żegnaliśmy i wychodziliśmy z klubu. Wiktor obiecywał Ani, że mnie odprowadzi, i że ma się niczym nie przejmować.
Mogę ci zaufać? – dopytywała.
Oczywiście, że tak. Ja ją upiłem, to ja o nią zadbam. Oni ci potwierdzą – wskazał na kolegów i zarzucił mój płaszczyk na moje ramiona. Wziął też swoją kurtkę, taką zwykłą, czarną.
Droga do mieszkania cholernie mi się dłużyła. Wiktorowi chyba też, dlatego pletliśmy trzy po trzy, byle tylko nie zamilknąć. Właściwie pierdoliliśmy o niczym. Byłam pijana, ale doskonale wiedziałam co robię, bo ta pierwsza faza zerwanego filmu już mi minęła i potem nie doprawiałam się żadnym alkoholem, więc świadomość do mnie powróciła. Wyprzedziłam go tylko po to, by zajść mu drogę. Wspięłam się na palcach i musnęłam o dolną wargę.
Bo mnie dziś przyjaciel największy i najmocniej wkurwił – wypaliłam, uderzając o twardą klatkę piersiową obiema dłońmi. – Wy wszyscy tacy sami jesteście – dodałam.
Noo – przeciągnął. – Mamy to samo w majtkach – dodał z niezwykle poważną miną.
Bo on świństwo zrobił, wiesz? Na siłę mi pomagać chciał, a tak to nie możno, nie można nie?
No nie, nie powinno się – przyznał mi racje, a z nieba zaczęły sypać mięciutkie i bialutkie płatki śniegu.
Spojrzałam w niebo i zakręciłam się wokół własnej osi niczym mała dziewczynka.
Ja kocham śnieżek! – krzyknęłam radośnie. – Dopóki mi nie robi niedobrze.
A kiedy ci robi niedobrze?
Źle robi jak mi zimno robi.
Nie wiedzieć czemu, ale Wiktor się zaśmiał, gdy usłyszał moją odpowiedź.
Jeśli ślisko tak źle mi czasami robi – dodałam, czym ponownie wprawiłam go w rozbawienie.
Ja cię zabiorę może do siebie, co? – zaproponował i wskazał w boczną uliczkę.
Nie, nie, nie. My do mnie, mnie, mnie! – Uniosłam piąstki do góry i nimi poruszyłam, jakbym trzymała w nich grzechotki. – Do mnie – dodałam warkliwym szeptem i chwyciłam za jego rozpiętą kurtkę, by przyciągnąć go do siebie, albo raczej samemu do niego przywrzeć. – Chcę się pieprzyć.
Pieprzyć? – syknął pytająco, jakby nie był pewny czy dobrze usłyszał.
No. – Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do bramy.
Tutaj? – zdziwił się, rozglądając po zasikanym i zapleśniałym wnętrzu.
Każde miejsce dobre na dobry seks, ale... – nie dokończyłam, jedynie przewróciłam oczami i poszłam na boczne schody, dopadłam do domofonu i wklepałam kod.
Uchyliłam zakratowane drzwi, a szatyn je przytrzymał, wskazując mi dłonią, że mam iść pierwsza. Bałam się, że zaraz gdy przekroczę próg furtki, to on da nogę, więc chwyciłam go za rękaw i ciągnęłam dalej za sobą.
Czułam jego drugą dłoń na swojej pupie. Szedł za mną, trzymając się tak blisko, że niemal deptał mi po piętach. Wydawało mi się, że jest pijany równie mocno co ja. Pchnęłam go na drzwi i zajęłam się wyciąganiem kluczy z mojej małej torebeczki.
Tu mieszkasz?
Bywam – odpowiedziałam wymijająco. – Jestem wolna, żyje luźno, a mieszkam, to właściwie w pracy. Mało mnie w domu. – Starałam się trafić kluczem do dziurki, ale gdyby nie jego pomoc, to pewnie bym męczyła się tak do rana.
Wiktor otworzył drzwi i już po chwili weszliśmy do przedpokoju. Zapytałam go jeszcze o to czy nie ma żadnych zobowiązań.
Nie – odpowiedział.
Wtedy chwyciłam za męskie, muskularne ramiona i docisnęłam do ściany swoim pocałunkiem. Kurtka i płaszczyk szybko powędrowały na ziemie. Ręce zarzuciłam na jego kark i chciałam też nogi założyć na biodra, ale nie mogłam tak doskoczyć, cały pokój jeszcze mi wirował. W końcu jednak on zdecydował się mi pomóc, pochwycił pod pośladkami i uniósł. Potem zaczął nieść.
Nie ten pokój! – krzyknęłam do niego i wskazałam na swój.
Dobrze – odpowiedział i położył mnie na kanapie. Właściwie to na nią upadliśmy, bo potknął się, o którąś z par moich bucików, których nie nawykłam chować.
W tamtejszej chwili cieszyłam się też z tego, że nie nawykłam do ścielenia i składania łóżka. Dzięki temu teraz było mi wygodnie. Nawet nie wiem kiedy pozbyłam się butów i czy sama się ich pozbyłam. Wiktor też nagle był taki... bez ubrania, a przynajmniej bez górnej części. Uklęknęłam nieporadnie, dwa razy się przewalając przy podjęciu tej próby i dłońmi sięgnęłam do skórzanego paska. Rozpięcie klamry i guzików jego rozporka poszło mi niezwykle gładko, podobnie jak obcałowywanie jego torsu i napieranie, by opadł na miękki kocyk. Jednak zanim zasiadłam na nim okrakiem, to on zapragnął zmienić pozycje. Przerzucił mnie niezwykle brutalnie, tak że uderzyłam plecami o łóżko.
Przepraszam – szepnął i chwycił za moją rękę, ciągnąc ją na krzyż, by zmusić mnie do położenia się na brzuchu.
Ja nie lubię na pieska – zaprotestowałam.
My się za cholerę nie zgramy – stwierdził i pozwolił mi leżeć tak jak chcę.
Patrzyłam jak rozpina moją sukienkę, guzik po guziku. Dłonie mu nie drżały, a nieporadnie to wyglądało zapewne tylko dlatego, że był pod wpływem alkoholu. Światło wpadało z latarni ulicznej, która znajdowała się zaraz przy moim oknie, było takie żółte i też na taki kolor podświetlało jego twarz, tors, ręce. Poczułam się dziwnie skrępowana, ale nie chcąc dać tego po sobie poznać, rozwarłam nogi, by ułatwić mu dostęp. Zanim jednak się między nimi znalazł swoim penisem, to zdecydował się na pozbawienie mnie majtek i włożenie głowy między moje uda.
Drapiący, a momentami wręcz kłujący, zarost Wiktora drażnił jedno z najwrażliwszych miejsc mojego ciała, czyli wejście do pochwy i to w momencie, gdy jego język mocno pocierał, całą swoją długością o łechtaczkę. Jednak, gdy ta znacznie nabrzmiała, on zassał ją mocno na krótką chwilę, a potem tylko drażnił, ledwie dotykając ją czubkiem swojego języka. I tak ją sobie potrącał około dwóch minut, jednocześnie łaskocząc nosem moje podbrzusze. Co jakiś czas też zabierał usta od mojej cipki i zostawiał pocałunek gdzieś w okolicy brzucha albo zasysał skórę w pobliskich miejscach, czyli głównie na podbrzuszu i po wewnętrznej stronie ud.
Musiałam przyznać, że to było apogeum doznań, od namiętnego pragnienia tu i teraz, po niemożliwe, by tak szybko skończyć i przedłużanie tej chwili niemalże na siłę, byleby przegnać jeszcze na trochę orgazm, byleby tak szybko nie dojść. Czy to była walka, jaką ja toczyłam ze sobą? Nie, to bywa bitwa, którą Wiktor toczył z moimi odczuciami, idealnie je odczytując, kierując się wiedzą nie wiadomo skąd, dzięki której wiedział kiedy się przybliżyć, a kiedy oddalić.
Nagle poczułam jego język, zataczający okręgi naokoło mojego pępka, a potem jak liże i obcałowuje moje ciało zmierzając wyżej, coraz wyżej, między biust, poprzez dekolt, podbródek, aż dotarł do ust. Uniosłam się, a on zdjął ze mnie sukienkę, pozostawiając ją za moimi plecami. Stanika pozbawił mnie przez głowę, jakby nie chciało mu się bawić zapięciem. Moment, w którym liznął moją dolną wargę, sprawił, że posłusznie rozwarłam usta i wyczekiwałam tego aż się do nich wedrze. I nastała ta chwila, gdy poczułam słonawo-kwaśmy smak samej siebie, zmieszany z posmakiem miętusa albo gumy do żucia. Wyczułam też nutkę goryczy zawartej w ślinie, co było zapewne spowodowane tym, że Wiktor był nałogowym palaczem, a tego nie dało się zamaskować żadnymi tik-takami.
Jego język sięgnął głęboko, ale uczynił tak tylko raz, potem był nadmiernie delikatny i choć całował zachłannie, obejmując niemal całe moje usta swoimi własnymi i co jakiś czas je zasysając, to już przyjaciel jego kubków smakowych tak subtelnie się giął, zwijał w rurkę i podwijał, by czasami nie urazić mojego gardła, ani nie sprawić dyskomfortu, sięgając za daleko podniebienia.
Muskularne ramiona Wiktora znajdowały się po moich obydwóch stronach, nie wspierał się łokciami na łóżku i poduszce, którą miałam pod głową, a po prostu dłonie miał dosyć szeroko rozstawione, a łokcie ugięte tak jakby zastygł w połowie wykonywania pompki. Byłam pod wrażeniem, że tak długo potrafi utrzymać tę pozycję, choć trochę się też bałam, że jego wytrzymałość, zwłaszcza po takiej ilości alkoholu, nie wytrzyma i ten duży, i zapewne też ciężki facet na mnie runie. Nie chciałam się na mojej własnej, prywatnej osobie przekonywać o tym ile on ton waży. Dotknęłam więc jego bicepsów, by upewnić się, że są wystarczająco mocne. Były bardzo napięte, a przez to niezwykle twarde, dzięki czemu wszelkie nierówności, drobne pagórki i linie zarysowanych mięśni, mogłam wyczuć pod opuszkami swoich palców. To było inne, zupełnie obce mi wcześniej uczucie.
Nie myśl – wyszeptał mi do ucha, przygryzając je samymi wargami, a potem wciskając język do jego wnętrza, czym przyjemnie załaskotał. Następnie jego wargi, nieco rozwarte, sunęły po moim policzku. Liznął o moją brodę i miejsce między ustami a nosem, i ponownie powtórzył, bym o niczym nie myślała.
Kurwa, jak ja miałam o niczym nie myśleć, gdy nad sobą miałam takie bóstwo!?
Nie no, z twarzy nie był idealny, no i z ubioru zmieniłabym tu i ówdzie, ale jego mięśnie... aż się pokusiłam, żeby sięgnąć dłońmi wyżej, na jego plecy i je także porządnie obadać. Wyczułam łopatki, ale nie tak jak u Oskara, który był chuderlawy, i któremu nieco odstawały, gdy się pochylał. U Wiktora to były porządnie wyrzeźbione plecy, które zwężały się w szerokości im dalej w stronę pośladków się kierowałam. Zresztą tyłek też miał twardy, taki dosłownie jak kamień i niemal się rozpłynęłam, stopiłam i rozpuściłam, gdy mogłam spróbować zacisnąć na nich swoje dłonie, i nie mieć możliwości wbić się paluchami w tkankę tłuszczową.
Będziesz mnie tak całego obmacywać? – zapytał lekko się śmiejąc i na moment przestał badać językiem miejsce pod tym moim ozorkiem.
Rozwarłam szeroko jadaczkę, choć szczerze powiedziawszy, to nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Na szczęście nie musiałam nic mówić, bo ponownie przywarł wargami do mojego ciała, najpierw do policzka, a potem natrafił na moje usta.
Jesteś pewna? – zapytał przerywając pocałunek i dokończył to pytanie swoim penisem, którego wyraźnie czułam, gdy ocierał się raz o jedno, a raz o drugie z moich ud.
No na to pytanie, to już byłam zmuszona udzielić odpowiedzi, bo Wiktor zastygł w bezruchu niczym jakaś woskowa figura w muzeum, jakby czekał na zachętę albo na przegnanie.
Tak.
Musnął delikatnie w usta, potem cmoknął mój podbródek i zaczął obniżać się na szyję.
To nie są twoje dni płodne? – dopytywał. – Jestem pijany i mógłbym nie dać rady...
Zabezpieczam się! – ucięłam szybko dyskusję, bo byłam pełna obaw, że przez tę przedłużającą się w nieskończoność, wymianę zdań ostygnę i już ni chuja nie będzie z tego seksu.
Dobrze – wyszeptał i wbił się, najpierw delikatnie, czubeczkiem, a potem po całości, uderzając boleśnie o moje podbrzusze.
Ból był chwilą i sprawił, że poczułam się tak samo jak za czasów gdy byłam dziewicą. Potem stałam się mocno wilgotna, nie tylko przy łechtaczce, ale także we wnętrzu pochwy. Tarcie przestało być tarciem, a stało się ślizganiem, niczym na zjeżdżalni basenowej. Uśmiechnęłam się sama do siebie z takiego porównania i zarzuciłam ręce na jego kark. Przyciągnęłam Wiktora do siebie, chcąc by nakrył mnie swoim ciałem. Lubiłam czuć jego ciepło i gdy ten męski pot ściekał na moje ciało, gdy lekko pokryta owłosieniem klatka piersiowa ocierała się o moje sutki i brzuszek. Lubiłam to... naprawdę!

***

Poranek zawitał do niewielkiego pokoju, znajdującego się w starej kamienicy, niezwykle szybko, gdyż ani kobieta, ani mężczyzna nie zadali sobie trudu, by w nocy zasunąć zasłonki. Wiktor czuł promieniem wczesnego słońca na swojej twarzy, ale to go nie martwiło i głowa go za mocno bolała, by z takiego błahego powodu unieś powieki, i sprawić tym samym, by zaczęła go boleć jeszcze mocniej. Zmartwił go natomiast cień, który przysłonił mu owe słońce. Wiedział, że to nie Katrina, bo ta zgniatała jego rękę, leżąc na niej w najlepsze.
Niech się pan obudzi – usłyszał.
Otworzył oczy i nieco się przeraził widokiem około czterdziestoletniej kobiety, która się nad nim pochylała.
Alicja – przedstawiła się. – A panu jak na imię?
Wiktor – odpowiedział, nawet nie próbując zakryć zdenerwowania i zmieszania, bo wiedział, że w takiej sytuacji nie da rady tego uczynić.
Spojrzał na miejsce obok, by mieć pewność czy ciągle znajduje się u Katriny, bo doszedł do wniosku, że po alkoholu mogło mu się coś pomieszać, ale nic takiego nie miało miejsca, bo to brunetka leżała na jego ręce, przykryta jedynie do połowy brzucha, a więc piersi w imponującym, ale nieprzerośniętym rozmiarze miała na wierzchu. Okrył ją, czując, że z racji przyzwoitości powinien tak uczynić.
To moja córka – usłyszał.
Aha – wymruczał i czekał na falę uderzeń oraz wystawienie z ubraniami na klatkę schodową. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Kawy wam zrobiłam. Bez mleka. – Farbowana blondynka wskazała dłonią na niewielki, czerwony stoliczek, gdzie znajdowały się dwa sporych rozmiarów kubki pełne parującej cieczy. – I grzanki – dodała, a Wiktor dopiero wtedy zauważył, że na stoliku jest też talerz pełen suchych grzanek, a obok niego znajduje się wędlina w paczce, ser w folii i jakieś powidła. Był też nóż i łyżeczka, jedna. Cukru nie widział, ale spodziewał się, że jest on w tej puszcze, czarnej w żółte różyczki.
Dziękuję – szepnął, nie wiedząc za bardzo jak ma się zachować.
Jakby pan mógł przed wyjściem, najlepiej jeszcze zanim się pan w pełni ubierze, by się nie ubrudzić, bo wie pan od pieca to łatwo... – gadała, a on niewiele z tego rozumiał, więc postanowił konkretnie zapytać:
Co takiego mam zrobić?
Napalić – odpowiedziała zapinając zamek sportowego, starego, nieco zabrudzonego bezrękawnika, w którym chodziła do pracy, gdyż do odgarniania ulic nie było sensu zakładać czegoś nowszego i ładniejszego. – W piecu napalić – objaśniła. – Bym wróciła i miała ciepło, bo na nią, jeśli zapiła, to nie ma co liczyć – tu wskazała na swoją jedynaczkę i opuściła mieszkanie, krzycząc już zapewne z klatki schodowej, ale jeszcze przed zamknięciem drzwi – smacznego!
Dziękuję – syknął pod nosem i postanowił obudzić Katrinę, choćby po to, by ją uświadomić, że jej matka go widziała.
Wiem, wiem, przecież tu była. A wiesz może czy zrobiła mi coś do jedzenia, bo wiesz co? Ja nie mam siły oczu otworzyć, ręką ruszyć, ale coś bym zjadła – wymruczała niewyraźnie z ustami przy poduszce.
Jak to ty była?! – zapytał podniesionym tonem.
No w nocy była, przecież tu mieszka, to gdzie indziej miała być? – spytała i w głos zamarudziła, że na mężczyzn to nie ma co liczyć, że właściwie to tylko na siebie można liczyć i zdecydowała się podnieść do siadu.
Oparła się o ścianę nieopodal parapetu i aż jej się oczy zaśmiały na widok góry grzanek.
Podaj – poleciła, wyciągając obie dłonie przed siebie niczym malutkie dziecko.
Wychylił się, by dosięgnąć talerza i słoika z marmoladą, gdyż tego właśnie życzyła sobie brunetka i obserwował jak nakłada powidła na grzankę.
Ty sobie sam zrób. – Położyła zimny słój na jego nagim torsie i zaczęła się zajadać. – Tym razem się postarała, bo ostatnio to mi tylko jedną bułkę przygotowała – poskarżyła się w głos.
Matka robi ci śniadanie?
Nie zawsze – odpowiedziała w taki sposób, jakby nie przygotowanie jej jedzenia było zbrodnią najcięższą.
Ty się ciesz, że w ogóle – odparł. – Gdybym ja był na jej miejscu, to siebie bym wystawił na klatkę schodową, a tobie dopierdolił tak, że byś na dupie nie usiadła.
Na szczęście wszyscy jesteśmy na swoich miejscach – stwierdziła zadowolona z życia. – I przez to nikomu nic nie grozi. I by było jasne, to nie jest częste, ja tu nie sprowadzam mężczyzn co weekend.
Nie mamy weekendu – uświadomił ją.
Sam widzisz. Jedz, jedz, należy ci się. Musisz też załadować straconą energię, te co ją na mnie wyczerpałeś. – Oblizała palce i uznała, że w sumie to może ten raz przygotować mu jedną grzankę, ale pod warunkiem, że zje z szynką albo serem, bo marmolada jest jej i nie ma ochoty się z nikim nią dzielić.
Wiktor usiadł wygodniej, opierając się o ścianę, słoik odkładając obok Katriny, która siedziała po turecku i ciągle przykryte miała jedynie nogi i cipkę, a biust pozostawał na wierzchu. Wychylił się po kubek z kawą, ciągle zastanawiając się czy on naprawdę już się obudził, czy być może nadal to jest tylko sen.