Pamiętaj! Czytasz = Komentujesz = Motywujesz!

Mój blog autorski znajduję się tutaj: http://takamilosc.blogspot.com/

czwartek, 6 października 2016

#17

Rozdział 14, część 1
Ładna pamiątka na całe życie


Z Wiktorem układało mi się nadzwyczaj dobrze. Nie, nie byliśmy razem, ale często u mnie bywał. Wpadał na noce i za dnia. Zawsze gdy tylko miałam czas, to ściągałam go do mojego domu najzwyklejszym SMS-em. Rzadko odmawiał, no chyba że naprawdę był wtedy w pracy, zmęczony lub chory. Wiktoria się ze mnie śmiała, ciągle wypominając mi moje słowa, że Nic z tego nie będzie.
No bo nie będzie! – krzyczałam wtedy. – To tylko dobre pieprzenie. Choć momentami, to...
To? – dopytywała zaciekawiona, z rękoma na kubku herbaty, o który chciała się choć troszkę ogrzać.
Westchnęłam, opadłam pupą na starą, rozłożoną kanapę i przyznałam:
Mogłoby to pieprzenie być lepsze.
Ale co? Że prawie czterdziestolatek to nie daje rady?
Przewróciłam oczami.
Nie o to chodzi. No, ale taki facet. Wielkie to jak dąb, a nawet porządnie ścisnąć nie potrafi. Jest jakiś taki... udelikatniony. – Nie byłam pewna czy udelikatniony, to dobre określenie tego wszystkiego, ale na chwilę obecną nie miałam innego. Na dodatek nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo dzwonek do drzwi mi przeszkodził.
Poczłapałam otworzyć, leniwa bardziej niż siedmioro najprawdziwszych leniwców. Klęłam przy tym jak szewc na to, że to pewnie listonosz, który oczywiście nigdy nie może zadzwonić do kogoś innego, tylko zawsze musi pod mój numerek. Tym razem jednak to nie był listonosz, a Wiktor. To zabawne, że tak na niego reagowałam, niczym jakaś gówniara, ale na jego widok od razu się rozpromieniłam.
Mężczyzna pochylił się, by móc mnie pocałować, a przy tym napierał tak, że weszliśmy oboje za próg. Na niemo, za plecami, zamknął drzwi.
Co paskuda dziś porabia? – zapytał, kiedy już się ode mnie odkleił.
Paskuda? No wiesz co? – Zrobiłam oburzoną minę.
Nie krzyw się, bo ci jeszcze tak zostanie.
Paskuda, to teraz pije z koleżanką herbatkę, a zaraz idzie na rozmowę o pracę.
Zmieniasz pracę? – zdziwił się, wchodząc za mną do pokoju. – Cześć – powiedział do Wiktorii i podał jej rękę.
Ty pewnie jesteś Wiktor? – zgadywała.
A co, już się na mnie skarżyła? – dopytywał, jednocześnie siadając i zabierając moją herbatę ze stoliczka. Napił się.
Co ty robisz? – Odebrałam od niego moją własność. – Chyba wiesz gdzie powinna być kuchnia i gdzie stoi czajnik.
Czajnik stał na podłodze, na betonie, w pomieszczeniu gdzie powinna znajdować się pralka, lodówka, jakaś szafka i zlewozmywak. Oczywiście tego nie było, bo stare moja matka wyjebutała nim się wprowadziłam, a na kupno nowego się nie zanosiło, bo ani ona, ani ja, nie miałyśmy na to pieniędzy. Choć już od miesiąca nosiłam się z zamiarem wzięcia jakieś prywatnej pożyczki, bo przecież nie mogłam ciągle prać w rękach, a gdy skończy się zima, to nie będzie możliwe trzymanie jedzenia za oknem.
Właśnie, bo ja do kuchni. Twoja mama mnie prosiła o zmierzenie – przypomniał sobie i wyjął ze sportowej, czarnej kamizelki jakąś miarę. Potem ten bezrękawnik zdjął i pozostał w samym, ciemnobrązowym, swetrowym golfie.
Poszedł gdzie miał pójść, a ja szczęśliwa sięgnęłam po kubek herbaty.
Wziął tylko łyka, a pół wychlał – poskarżyłam się Wiktorii.
Słyszałem! – krzyknął, wracając się ponownie do pokoju. – Daj no jakąś kartkę.
Co? – zdziwiłam się. – A skąd ja ci, człowieku, wezmę kartkę? – zapytałam, ale zaczęłam się rozglądać. W końcu poczęłam wyjmować zeszyt z półki, który przygnieciony był stertą książek. Oczywiście efektem tego nie mogło być nic innego, jak zlecenie wszystkiego na podłogę. – Trzymaj – warknęłam do Fałszywki.
To nie moja wina. Taki masz porządek. – Wzruszył ramionami niczym niewiniątko i wyciągnął dłoń po długopis, który zapobiegawczo Wiktoria zdecydowała się mu podać.
Nabazgrał co miał nabazgrać, podpierając się łokciem o moją białą komodę, która biała to była chyba tylko z nazwy, bo teraz na całej jej powierzchni osadzał się kurz i sadza z pieca.
Swoją drogą, to powinnaś tu w końcu posprzątać – rzucił ot tak. – Widzisz, dziewczyno, że ja u ciebie to w butach chodzę, bo się boję, że jak je zdejmę, to skarpetek już nie dopiorę.
Bardzo zabawne – syknęłam, a on poszedł mierzyć pokój mojej matki.
Milusi – skomentowała szeptem moja przyjaciółka.
Bardzo – odparłam sarkastycznie. – I jak myśleć o takim kimś poważnie? – zapytałam tak cichutko, że niemal niesłyszalnie.
Na to wszystko oczywiście wróciła moja matka, która, na wstępie, zamiast się ze mną i moją koleżanką przywitać, to poszła pogadać z Wikiem. Dopytywała się go kiedy ma czas, by mógł pojechać z nią po jakieś płytki i panele. Podawał jej konkretne daty i godziny w jakich wtedy kończy pracę.
Chcesz kawę? Kati ci pewnie nie zrobiła.
Nawet nie zaproponowała – poskarżył się. – Herbaty bym się napił.
Katrina, zrób Wiktorowi herbaty.
A Wiktor to rączek nie ma? – Stanęłam w progu jej pokoju, w miejscu gdzie powinny być drzwi i oparłam się o ten fragment ściany, który powinien być przykryty futryną.
On jest gościem.
Gościem? – wydrwiłam. – On to już niemal jak domownik – odpowiedziałam sama sobie, ale poszłam do tej przeklętej kuchni, której nienawidziłam i wróciłam z kubkiem herbaty. Postawiłam niebieskie naczynie na moim czerwonym stoliczku. – Fałszywka! Herbatka gotowa!
Wiktoria się zaśmiała. Szatyn, także reagował rozbawieniem na ksywkę jaką mu nadałam. Nie przyszedł jednak od razu, kończył mierzenie. Za to moja rodzicielka zjawiła się w pokoju, pochyliła się do mnie i zaczęła szeptać.
Co? – zdziwiłam się na jej słowa.
Moja przyjaciółka przyglądała się nam uważnie, a jej spojrzenie wyznawało całkowitą niewiedzę i niezrozumienie.
Alka mówi, że Wiktor ma broń – wyjaśniłam, także nic z tego nie rozumiejąc. – Jesteś pewna, że to nie tylko i wyłącznie taka zapalniczka? – dopytywałam, bo także nie mogłam w to uwierzyć, że ten facet chodzi uzbrojony.
Może policjant – podpowiedziała Wicia.
Nie sądzę – stwierdziła od razu moja matka. – Znając szczęście Katriny, to trafiła na jakiegoś gangstera, a nie na policjanta.
Zaraz gangstera. – Skrzywiłam się. – Chociaż, to znacznie lepiej niż pan mundurowy. Taki gangster to przynajmniej ma jakieś uczucia, a taka niebieska menda z pałką, to...
Ja tu nie chce kłopotów – przerwała mi. – Nie chcę tu żadnego mafiozy.
Ja wychodzę do pracy – zakomunikowała Wiktora, wstała z pufa, dopiła szybko swoją herbatę i ruszyła w stronę, gdzie powinny znajdować się drzwi, ale ich nie było, bo jeszcze nikt ich nie wstawił. Nawet jeszcze nikt ich nie kupił.
Oczywiście, zostaw mnie z tym samą.
Poradzisz sobie – stwierdziła, puszczając do mnie oczko.
Poszłam za nią, by zamknąć drzwi na zamek, bo bez tego się non stopa uchylały, a potem stanęłam za klękającym na betonie Wiktorze, który ponownie coś notował w zeszyciku, który mu dałam. Spojrzałam na te jego notatki i okazało się, że narysował tam kształt pokoju mojej matki, a przy krawędziach tej figury geometrycznej popisał jakieś liczby.
Spojrzałam też na jego tyłek, swoją drogą, będący całkiem całkiem. Faktycznie miał przez pasek przełożoną kaburę, a ta wyglądała na pełną. Nawet rękojeść wystawała.
Strzelasz? – zapytałam prosto z mostu.
Strzelam? – zdziwił się, wstał z kolan i zaczął mi się uważnie przyglądać. – Że co? – zmarszczył się cały na twarzy, a taka skrzywiona mimika oznaczała, ze zupełnie nie wie o czym ja mówię.
Masz pistolet – odpowiedziałam wprost, gdyż uznałam, że nie ma sensu się czaić.
Tak. Nie będę się już wracał do domu, a potem jadę do pracy. Broń strach zostawić w samochodzie.
Broń potrzebna ci w pracy? – dopytywałam.
Czasami. Dziś akurat po jadę na strzelnicę.
Ale fajnie! – wykrzyknęłam radośnie. – Nauczysz mnie strzelać? Proszę, proszę. – Złożyłam ręce jak do modlitwy i stanęłam na paluszkach, by dosięgnąć ustami choćby jego podbródka. Momentami cholernie przeszkadzało mi to, że był taki wysoki.
Dobrze. Jeśli masz czas, to może być nawet dziś.
Super. Mam, mam! – Wyrzuciłam piąstki do góry i zaczęłam kręcić nimi tak, jakbym wkręcała żaróweczki. – A po co ci w pracy tak właściwie broń? – zapytałam, nagle poważniejąc i przyglądając mu się uważnie. – Bo wiesz, nie w każdej pracy jest potrzebna. W mojej na przykład nie jest. Czym ty się tak właściwie zajmujesz? Gdzie pracujesz?
W wojsku.
Tą odpowiedzią sprawił, że mnie wmurowało. Dosłownie nagle zamieniłam się w słup soli. Przy okazji też doszłam do wniosku, że mogłam się tego domyślić wcześniej. W końcu w któryś dzień, gdy do mnie przyszedł to miał na sobie spodnie w moro, poza tym od początku przejawiał apodyktyczność, despotyzm i surowość. Dotarło do mnie, że rozkładałam uda przed panem wojskowym i wtedy też sobie przypomniałam o tym, że tego dnia jeszcze nie wzięłam kwasu foliowego. Zostawiłam więc Wiktora samego w pokoju i poszłam do swojego. Alkę od razu poinformowałam, że to żaden gangster, a tym bardziej nie policjant, tylko pan w moro mundurze i zaczęłam odkręcać plastikowe opakowanie pełne tabletek. Popiłam jedną z nich resztkami herbaty. Rodzicielka przyglądała mi się uważnie, gdy to czyniłam.
A więc...? – nie dokończyła pytania, ale opakowanie kwasu foliowego trzymała w dłoni, więc domyśliłam się o co może chcieć zapytać.
Nie, jeszcze nie.
Ale chcesz...
Chcę mieć dla kogo żyć i dla kogo się starać, ale teraz cichaj, bo nie chcę, by Wiktor wiedział.
Jak to nie chcesz, by Wiktor wiedział? – powiedziała odrobinę za głośno, więc z przerażeniem spojrzałam w kierunku, z którego mógł nadejść mężczyzna, ale nawet nie usłyszałam kroków, więc nieco się uspokoiłam.
Jeśli zajdę w ciążę, to wychowam to dziecko sama. To znaczy z twoją pomocą. Jeśli to będzie chłopiec, to przynajmniej po ojcu będzie miał dobre geny.
Chcesz go wrobić w...
Nie chcę go w nic wrabiać. Gdy tylko zajdę w ciąże, to zerwę z nim kontakt. On jest ode mnie dużo starszy, to by się nigdy nie udało, a tak przynajmniej będę po nim miała ładną pamiątkę na całe życie.
Mój plan mógł się powieść, w końcu nie był taki zły, ale oczywiście coś musiało doprowadzić do tego, że urwał mi się z Wiktorem kontakt. To było na kilka dni po tym jak zatrudniłam się dodatkowo, na umowę zlecenie, w kinie, mieszącym się na ostatnim piętrze galerii handlowej. Nieopodal niej mieszkałam, poza tym już pracowałam w Croppie piętro niżej, więc cieszyłam się, że nie będę miała daleko do pracy. Potrzebowałam pieniędzy. Planowałam samotne macierzyństwo i chciałam do czasu zaciążenia spłacić, jeśli nie wszystkie, to chociaż większość zadłużeń. W planach miałam też wyremontować mieszkanie, skromnie, niebogato, ale stabilnie i wygodnie, tak by maleństwu już niczego nie brakowało, gdy przyjdzie na świat.
Nie wiedziałam czy moja decyzja była właściwa, ale poświęciłam na jej przemyślenie kilka nieprzespanych z rzędu nocy. W życiu nie udało mi się wiele. Właściwie to nie udało mi się nic. Nie skończyłam szkoły, nie wyszłam dobrze za mąż, nie wzniosłam domu, nie miałam satysfakcjonującej i dobrze płatnej pracy. Miałam jednak okazję, możliwość, by być dobrą matką. Chciałam być całe życie sama, bez męża, partnera, konkubenta, ale być w tym szczęśliwa. Uznałam, że skoro moja matka, z tak niewychowawczym podejściem jakie posiadała, dała radę mnie wychować, właściwie w pojedynkę, i nie wyszło jej to znowu tak tragicznie, to ja tym bardziej nie polegnę. Miałam więcej siły niż ona, poza tym wiedziałam jakich błędów pragnę unikać, jakich nie chcę popełniać.
Tamtego dnia ruch w kinie był całkiem spory, ale cieszyłam się z tego, bo gdy ciągle ktoś podchodził do kasy, by zakupić bilety, popcorn lub jakiś napój, to przynajmniej czas szybciej mi leciał. Hit łączący dwóch superbohaterów w jednym filmie, okazał się być strzałem w dziesiątkę i w weekendy ściągać tłumy, całe rodziny, oczywiście z dziećmi.
W tym wszystkim nie spodziewałam się spotkać Wiktora. Nie sądziłam, że Batman v Superman, to film, na który zwróciłby uwagę. Poniekąd miałam rację, bo to nie on wybrał akurat tę produkcję. Przy jego boku stała jakaś małolata, właściwie to dziewczynka, nie więcej niż czternastoletnia. Miała ciemne, kręcone włosy i oczy, które choć były innego koloru niż te Wiktora, to kształtem, ułożeniem, gęstością brwi były podobne do tych jego. Nie miałam złudzeń i jeszcze nim usłyszałam Tato, chcę duży zestaw, to wiedziałam, iż ona jest jego córką.
Cześć Fałszywko – przywitałam się niemal tak jak zawsze, ale coś już nie było tak jak zawsze, nie było jak wcześniej.
Dotarło do mnie, że ten facet ma dziecko, że zapewne ma rodzinę, żonę. To nawet nie było takie dziwne, zważywszy na jego wiek, ale i tak wprawiło mnie w spore zaskoczenie.
Cześć, Kati – odpowiedział. Oparł się łokciami o ladę i dał młodej wybrać miejsca. Potem ona poszła do toalety, a on zaczął regulować rachunek. – Nie wiedziałem, że tu pracujesz.
Ostatnio rzadko u mnie bywasz, ale nie martw się, teraz rozumiem dlaczego.
Miałem nadgodziny – odparł. – Poza tym gdybyś chciała bym przyszedł, to byś chyba zadzwoniła albo napisała SMS-a. Z twoją mamą byłem umówiony na za tydzień, by dokończyć...
Daruj sobie – warknęłam.
O co ci chodzi? – zapytał, czym dał mi do zrozumienia, że jednak się dokapował, że coś jest nie tak.
Nasypałam popcorn słony do tekturowego pudełka i zapytałam się czy córka pije Coca-Colę, czy woli co innego.
Sprite – odpowiedział. – Mnie możesz nalać Colę.
Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? – niemal krzyknęłam, stawiając dwa półlitrowe kubki przed nim.
O czym?
O tym, że masz dziecko! – uniosłam się.
A... – W zamyśleniu podrapał się po zaroście. – Nie sądziłem, że cię to obchodzi. Sama mówiłaś, że to bez zobowiązań.
Właśnie. Bez zobowiązań.
No i jestem bez zobowiązań. Żony nie mam. – Pomachał mi przed oczami prawą dłonią, a konkretniej to palcem serdecznym bez obrączki.
To nie ma znaczenia, człowieku. Jeśli miałabym wybierać, to wolałabym już byś miał żonę niż dziecko. Bo żona nie drzewo, da się przestawić, a ojcem będziesz, kurwa, całe życie.
I przeszkadza ci to? – zdziwił się, nawet żałośnie się uśmiechnął, w taki sposób, jakby się litował nad moim sposobem rozumowania.
Tak, a żebyś wiedział, że tak. Możesz to zabrać i odejść, są inni klienci. – Dałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim dłużej rozmawiać, a on to uszanował.
Młoda akurat wracała, więc wzięła jeden napój, a on popcorn i swoją Colę. Udali się w stronę wejścia, gdzie moja koleżanka z pracy już przedzierała bilety i wpuszczała na salę.